Język niemiecki ma kilka sformułowań na określenie wieku dziecka. Najpierw na świat przychodzi noworodek, czyli Neugeborenes. Potem z noworodka robi się niemowlę – Säugling. Przez cały pierwszy rok życia dziecko jest również dzidziusiem, czyli Baby. Z kolei kiedy zdmuchnie świeczkę na swoim pierwszym w życiu torcie urodzinowym, staję się małym dzieckiem, a więc Kleinkind. To określenie funkcjonuje właściwie do ukończenia przez dziecko trzeciego roku życia, a konkretnie do wstąpienia w progi przedszkolne. I tak trzylatek przez kolejne trzy lata będzie przedszkolakiem, czyli Kindergartenkind.
Ale zatrzymajmy się właśnie przy tym nietypowym określeniu Kleinkind. Małe dziecko. No tak, dużych dzieci sporo i wśród dorosłych 😉 Ale Kleinkind porusza mnie w tej chwili szczególnie, bo właśnie na tym etapie znajduje się mój młodszy Synek Nico. W lutym skończy trzy lata i już wiem, że wtedy rozpocznie również swoją przedszkolną przygodę, a tym samym dołączy do brata starszego o dwa lata. A jeszcze tak niedawno temu poświęciłam mu wpis z okazji pierwszych urodzin mojego małego wodnika…
Jestem pełna podziwu, jak Nico szybko się uczy, jak świetnie radzi sobie wśród starszych, jak sprawny jest ruchowo i językowo. Jego starszy brat w tym wieku był jeszcze w zupełnie innej fazie rozwoju i największą frajdę sprawiało mu wtedy udawanie dzidziusia. Z drugiej strony wiem, że rozwój Nico podyktowany jest w znacznym stopniu tym, że od małego zabierany był wszędzie, gdzie tylko znajdował się jego starszy brat: na urodzinowe przyjęcia 2-latków, na różne grupy zabawowe, do metra, tramwaju czy autobusu. Dosyć szybko zaczęliśmy go sadzać, kąpać z bratem w dużej wannie czy pozwalać na zabawę choćby klockami lego. Nie dlatego, że chcieliśmy przyspieszyć mu start w dzieciństwo. Po prostu brał udział w normalnych domowych czynnościach, dostosowanych do życia w trzyosobowej rodzinie.
Z wielką nostalgią i sentymentem obserwuję ten proces wychodzenia z wieku „małego dziecka” i stawania się przedszkolakiem. Nico raz jest jeszcze dzidziusiem, wtulającym się w moje włosy lub chowającym za moimi nogami, kiedy ktoś go o coś niespodziewanie zapyta. Potrzebuje ulubionej przytulanki do zasypiania, a bywa, że wpada w histerię z byle powodu. Innym razem z kolei hula jak wariat na placu zabaw, potrafi pokonać samodzielnie długie trasy pieszo, bez spacerówki, odmawia południowej drzemki i bywa uparty, jak mały osiołek.
Wiem, że to całkiem normalny proces, ale również kolejny etap usamodzielniania się i oderwania od mamy. Ale wilgotnieją mi lekko oczy, kiedy to do mnie dociera… Taki mały, a taki duży człowiek!
Czy też tak macie z Waszymi „małymi dziećmi”?
Uczy sie od brata 🙂 to zaskakujące, jak dzieci moga swietnie sie rozwijać jeśli maja pozytywne impulsy z otoczenia 🙂
Inka skończyła we wrześniu 4 lata i poszła do większego przedszkola. Z jednej strony w nowym przedszkolu chodzi na zajęcia "popatrzeć" i nawet koniem nie wyciągnąłby jej do zabawy. Z drugiej strony w piekarni domaga się własnego pieniążka i tego, żeby głośno powiedzieć "ich möchte bitte eine Breze haben" 🙂
I po raz kolejny mogłabym się podpisać obiema łapkami pod Twoim tekstem 🙂 Te same obserwacje, te same przemyślenia z jedyną różnicą, że mój mały miesiąc później przekroczy tę magiczną granicę. Tak więc po Nowym Roku będziemy się razem wzruszały i pochlipywały 😉
Maluchy wchłaniają wszystko, również i mniej fajne rzeczy 😉
Haha, podobieństwo życiorysów 🙂
Ech, trafiasz w czuły nerw! Z pierwszym synkiem emocjonowaliśmy sie każda nowa umiejętnością. Przy córeczce, która ma dokładnie 2,5 i powoli wychchodzi z etapu "kleinkind", tak bardzo bym chciała zatrzymać czas… Łezka kręci sie w oku,jak widzę, jaka to duża mała dziewczynka…