Rok temu coś mnie „połaskotało” w okolicach krzyża i już wiedziałam: zaczęło się! Tego charakterystycznego nieprzyjemnego uczucia nie da się zapomnieć, zwłaszcza, że poprzedni poród odbył się równo dwa lata wcześniej. Rano spakowaliśmy manatki, zaprowadziliśmy Synka do Tagesmutter, a potem, przystając co parę minut na kilka głębszych wdechów, poczłapaliśmy do pobliskiego szpitala na oddział położniczy.

Po zawarciu bliskiej znajomości (z przytulaniem włącznie) z piłką gimnastyczną, kurczowym trzymaniu się nogi od łóżka, zjadaniu podłogi, darciu się na położną i na Męża, witaniu się z gąską i żegnaniu ze światem – pojawił się ON! Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że aż tak zrewolucjonizuje moje życie… Dzięki NIEMU na nowo odkryłam macierzyństwo, poznałam smak rozmnażającej się miłości, nauczyłam być mamą dwojga.
Kochany Synku! Twoja radość życia i promienne serce, zachwyt na światem i nieziemska cierpliwość do nas wszystkich, Twój cudowny uśmiech i śmiech, błysk w oku na widok wchodzącego do pokoju brata i na widok kanapki z dżemem, sposób w jaki pstrykasz palcami, głośno łapiesz powietrze, gdy widzisz coś ciekawego oraz jak strącasz z dłoni okruchy, dźwięk Twojego oddechu, gdy śpisz i zapach skóry po kąpieli, sterczące piórka na głowie oraz cień, jaki rzucają Twoje rzęsy – bez tego wszystkiego nie mogłabym już wyobrazić sobie mojego świata! Dziękuję Ci za ten cudowny rok!
PS. I zacznij wreszcie przesypiać całe noce, to może nawet jeszcze jakiś pomnik Ci wystawię 😉