Dzisiaj będzie znów o zdrowiu. Pisałam już o profilaktycznych badaniach dla dzieci oraz o rodzinnej opiece zdrowotnej w niemiekich szpitalach. Tym razem będzie jednak nie tyle o samej medycynie szkolnej, a o alternatywnych metodach leczenia oraz o stosunku do nich w niemieckim społeczeństwie.

Temat medycyny alternatywnej poniekąd wiąże się z podejściem Niemców do ekologii, ochrony środowiska i stawiania środków naturalnych ponad chemicznymi. To wielkie zaufanie Niemców do homeopatycznej formy leczenia widać zwłaszcza w południowych Niemczech, głównie w Badenii-Wirtembergii. Być może wiążę się to z bliskością do Szwajcarii, w której ruch ekologiczno-naturalny jest szeroko rozwinięty, a być może ma związek z wielką popularnością postaci Rudolfa Steinera w Badenii i Szwajcarii północnej. Jedno jest pewne: naturalne, czy alternatywne sposoby leczenia nie są w Niemczech postrzegane jako nauka diabła, ale właśnie jako alternatywa. Dla niektórych nawet jako jedynie słuszna metoda leczenia.

1. HOMEOPATIA

O tym, że homeopatia w Niemczech jest bardzo popularna wiedziałam już zanim zostałam mamą. Jednak dopiero pojawienie się dzieci na świecie uzmysłowiło mi, jak wiele osób używa tych białych kuleczek i innych środków homeopatycznych. Wiele rodzin stosuje je kierując się maksymą: „Nie zaszkodzi, a może pomoże!”. Już kobiety w ciąży, które jak wiadomo nie powinny brać żadnych leków, korzystają z homeopatycznych kuleczek, gdy boli je gardło, mają skurcze w łydkach lub migreny. Niemowlakom pierwsze globulki podają często położne środowiskowe, które odwiedzają młode rodziny. Gdy niemowlę cierpi na kolki, jest niespokojne lub źle sypia, podaje mu się wtedy homeopatyczne środki. Również w okresie laktacji położne stosują homeopatię, czego sama doświadczyłam – na zatory mleczne nie pomagały żadne środki, tylko kuleczki!

Pamiętam również, jak kiedyś na placu zabaw, mój Synek przewrócił się na beton i trochę zdarł sobie skórę na głowie. Podbiegła wtedy do mnie niemiecka mama i spytała, czy potrzebuję kuleczki Arniki, czyli homeopatycznego środka na wstrząsy, silne uderzenia i skaleczenia. Część rodziców nosi taką małą podręczną apteczkę przy sobie – na wszelki wypadek. Ba, nawet w niektórych przedszkolach nauczycielki podają dziecku Arnikę, jeśli zrobi sobie krzywdę!

2. OSTEOPATIA

Z osteopatią spotkałam się pierwszy raz również po narodzinach dzieci. Znajome położne polecały mi wizytę u takiego specjalisty, bez względu na występowanie jakiś dolegliwości u niemowlaka lub ich brak. Miał to być taki ogólny „przegląd” dzidziusia. Jak zaczęłam interesować się tą formą leczenia, okazało się, że wielu znajomych z niej korzysta – nie tylko dla swoich dzieci, ale również dla siebie. Osteopata często pomaga Niemcom przy trwałych migrenach, przy problemach z kręgosłupem lub przy regulowaniu tzw. blokad, które mogą pojawić się w wyniku różnych sytuacji życiowych. Nie spotkałam się z tym, aby ktoś traktował osteopatę, jak podejrzanego uzdrowiciela – na jego korzyść przemawiają również długoletnie studia specjalistyczne i ogólnie uznane wykształcenie zawodowe. Niektóre kasy chorych płacą za część wizyt u osteopaty, jeśli wcześniej dostaniemy receptę od lekarza.

Ja np. poprosiłam mojego pediatrę o taką receptę i dał mi ją bez problemu. Kasa chorych zwróciła nam znaczną część poniesionych kosztów podczas kilku wizyt u osteopaty z moim Synkiem.

3. WAHADEŁKO / RÓŻDŻKARSTWO

Spotkałam się już z kilkoma osobami, które za pomocą wahadełka lub specjalnej różdżki oceniają jakość różnych produktów spożywczych, wykrywają tzw. żyły wodne lub węzły w siatce geobiologicznej Ziemi, mogące mieć wpływ na jakość życia lub na występowanie niektórych zjawisk, np. konkretnych chorób, burz lub trzęsień ziemi. Bzdura? W niemieckim społeczeństwie – nie! Można ukończyć specjalistyczne szkolenie, aby właściwie posługiwać się różdżką i wahadełkiem, są eksperci, którzy w tych dziedzinach osiągają sukcesy. Można nawet zbadać swoje mieszkanie pod kątem szkodliwego promieniowania elektromagnetycznego. Zjawisko smogu elektromagnetycznego jest tu znane, a jego negatywne skutki rozpoznane jako choroba (podobno mogą mieć wpływ np. na atopowe zapalenie skóry).

4. AKUPUNKTURA

I znowu będzie o ciąży i połogu – bo właśnie w tym okresie akupunktura jest bardzo popularna wśród kobiet. Stosują ją położne, które chcą w ten sposób przygotować swoją pacjentkę na czas porodu oraz po nim. I to nie tylko prywatne położne, które przychodzą do nas domu – również te, które pracują w szpitalach. Akupunktura w czasie ciąży jest obecnie standardowym zabiegiem, który oferują kliniki położnicze – i nikomu nie przeszkadza, że światła jednostka naukowa stosuje w swoich murach również medycynę niekonwencjonalną.

5. STOSUNEK MEDYCYNY SZKOLNEJ DO MEDYCYNY NATURALNEJ

I właśnie tego dotyczy ostatni punkt mojej wyliczanki. Tego, że te dwie gałęzie medycyny – czyli szkolna i niekonwencjonalna – nie wykluczają siebie nawzajem. Oczywiście niektórzy lekarze pukają się w głowy, jeśli pacjent chory np. na raka nie chce podjąć leczenia chemią, a woli przejść kurację homeopatyczną. Jednak nie spotkałam się z pogardą, brakiem szacunku lub wręcz wyzywaniem od diabłów, szamanów lub wiedźm… Wręcz przeciwnie: parę razy zdarzyło mi się od pediatry dostać najpierw środki homeopatyczne (np. krople do oczu, tabletki na gardło lub różne maści) zanim zaczęliśmy stosować inne leki uznane oficjalnie przez medycynę szkolną.

Mam wrażenie, że w Polsce traktuje się alternatywne metody leczenia jako źródło zabobonów, nie mające absolutnie żadnego przełożenia na naukową wiedzę. W Niemczech z kolei nie przekreśla się zupełnie możliwych pozytywnych skutków takich metod leczenia, nie zamyka się szkół uczących homeopatii lub nie traktuje osteopaty jako wiedźmina. A pediatra, zanim poda ryczałtowo antybiotyk, poszuka wśród produktów homeopatycznych „odpowiednika”, którym można próbować zwalczyć chorobę.

No i teraz jestem bardzo ciekawa, jakie są Wasze doświadczenia w tym temacie: zarówno stosowania homeopatii, akupunktury i osteopatii, jak i stosunku Waszych  lekarzy do medycyny niekonwencjonalnej. Czekam na Wasze komentarze 🙂