Już prawie dwa miesiące trwa cisza na moim blogu – co nie oznacza, że nic nie robię 🙂 Dużo się dzieje w moim życiu prywatnym, a również zawodowo i towarzystko „tkwię” w kilku projektach, które są dla mnie ważne i cenne. Uczę się właściwego podziału priorytetów, dbania o swoje zdrowie psychiczne i harmonijnego łączenia różnych życiowych ról, którymi na co dzień żongluję. „Polka w Monachium” zeszła niestety na drugi plan, bo na tym pierwszym jest w tej chwili za dużo innych tematów, które muszę uprzątnąć.

Różne role

Jestem pewna, że wiele z Was tak ma – oprócz bycia mamą, żoną, partnerką czy córką, jesteśmy też przecież przyjaciółkami, koleżankami, siostrami itp. No i mamy na głowie przeróżne zadania: od zakupów, przez sprzątanie, prasowanie, dbanie o siebie i swoją rodzinę, po myślenie o prezentach na urodziny kolegi z przedszkola naszego dziecka, codziennym obiedzie, kolejnej wizycie u lekarza, zbliżającym się urlopie, depilowaniu nóg, opłacie na ubezpieczenie zdrowotne, wspólnej kawie z przyjaciółka, czy odwiedzinach u znajomych. Kiedy pozbierać do kupy wszystkie te „funkcje” i zadania, robi się z tego długaśna lista czynności, czy nawet obowiązków, które czekają na realizację.
To, czego nauczyłam się przez ostatnie trzy intensywne miesiące, to fakt, że nie można każdej z tych ról wykonywać na 100%. Po prostu się nie da! Przy tej ilości zadań coś dzieje się kosztem czegoś innego. I nie jest to takie straszne, bo świat się nie zawali, jeśli części z tych punktów nie wykonamy. Nie twierdzę tu, żeby odpuścić, poddać się losowi i czekać na cud, ale po prostu ustalić sobie listę priorytetów. Czyli listę spraw, bez których dalej ani rusz i spraw, które mogą zaczekać na lepsze czasy. Każda i każdy z nas ma takie sprawy – ważne i ważniejsze. Ja jestem właśnie w trakcie dzieleniach moich punktów według stopnia ważności. I nie zawsze są to łatwe decyzje, bo czasami trzeba komuś coś odmówić, narazić się na krzywe spojrzenie, może nawet na zerwanie znajomości.

Porządek musi być 🙂

Niedawno jedna przemiła niemiecka blogerka napisała o tym, że potrzebuje więcej czasu dla siebie, aby później móc innym dać więcej z siebie. Pisała o tym, żeby wpuścić w swoje życie więcej świeżego powietrza, żeby otworzyć drzwi, ale nie na zewnątrz, tylko DO siebie i wsłuchać się w to, co mamy sami sobie do powiedzenia. Ta metafora bardzo mi się spodobała, bo mam wrażenie, że znajduję się w podobnym punkcie mojego życia. Zanim jednak w ogóle do tych drzwi się dostanę, muszę najpierw zrobić wokół siebie generalne porządki, bo mam pod nogami pełno drobiazgów, papierków i niepotrzebnych bagaży, które mi przeszkadzają i totalnie krępują. Tych drzwi prawie już nie widzę! 
Dlatego – moi drodzy – będę się tu pojawiać nieregularnie – tak, jak czas i inne zadania pozwolą. I mam nadzieję, że w tej nieregularnej, ale szczerej i szczególnej podróży będziecie mi towarzyszyć 🙂