Temat dwujęzyczności to nasz rodzinny chleb powszedni. Przez ostatni mniej więcej rok pokazywałam Wam stopień rozwoju językowego mojego trzyletniego wtedy Synka. Oto przykłady wpisów na ten temat:
Dziś, już bez mądrzenia się, chciałabym przedstawić kilka zwykłych zapisów rozmów z moimi dwujęzycznymi dziećmi. Ten fenomen przebija się prawie w każdym zdaniu, pokazując jak pokrętnymi ścieżkami może poruszać się językowa myśl w głowie dziecka 😉 Oprócz dwujęzycznych smaczków zapisywałam sobie coraz to śmieszniejsze sposoby odmiany różnych wyrazów i dziecięce neologizmy. Popatrzcie sami:
Leo bierze z szafki grzebień i mówi: „Muszę się pogrzebać„.
Wybieramy się na spacer do parku.
Pytam: „Leo, gdzie jest twój rowerek?”.

Leo rozgląda się, po czym odpowiada: „W kamerze!”. [Kammer – schowek, spiżarka]

 

Leo bawi się na dywanie, nagle zdejmuje swoje kapcie i siada na podłodze.

Ja:”???”.
Leo: „Mamuniu, muszę ozimnić sobie nogi!”.


W adwencie niemieckie rodziny pieką różne ciasteczka – po niemiecku Plätzchen.
Leo zwykł mówić: „Mamuniu, pieczemy dziś placki?”.

Jemy zupę. Leo pyta: „Mam jeść tym łyżkiem?” [der Löffel – po niem. ma męski rodzajnik]

Odbieram Leo z przedszkola. Wokół jego ust widzę ślady czekolady. Pytam rozbawiona: „Czy ty jadłeś czekoladę?”
„Tak, sznapnąłem sobie!”. [schnappen – łapać, chwytać]

„Mogę coś wezmąć?” – pyta Leo, patrząc na talerz z ciasteczkami. Po chwili zanosi bratu ciastko do pokoju. Wraca i oznajmia: „Ja zaniesiełem Nikuniowi”.

Chłopcy bawią się w domu w sklep. „Ja sprzedawam„, zarządza Leo, nadając bratu tym samym rolę klienta.
Leo grzecznie zagaduje: „Proszę, co panu służy?”. [w znaczeniu: „czym mogę służyć?” ;)]

„Leo, kolacja!” – wołam z kuchni.
„Już idę, jestem już skończony!” [ich bin schon fertig – skończyłem już]

Bracia bawią się w swoim pokoju. Leo ma na sobie kask strażacki. Nico też zaczyna wkładać na głowę swój hełm. Na to Leo: „Nie mały, ty nie jesteś strażakiem, tylko ludziem!”. [bardzo podoba mi się to rozgraniczenie na strażaków i ludzi!]

Po udanym badaniu U8 wracamy od lekarza do domu. Nasz pediatra zawsze daje dzieciom małego owocowego cukierka. Nie widzę, żeby Leo trzymał słodycze w dłoni i już obawiam się, że gdzieś je zgubił. „Leo, gdzie masz cukierka?” – pytam podejrzliwie.
„Mamuniu, schowałem go do spodniowej torebki!”. [Tasche – może oznaczać zarówno kieszeń, jak i torebkę]

Leo bawi się w strażaka. Wołam go na obiad.
„Mamuniu, jeszcze chwilę. Muszę zbudować samolot ratunkoński!”.

Wychodzimy do przedszkola. Leo mnie zatrzymuje: „Musimy jeszcze mój plecak zabierzeć„.

„Nie możełem tego zrobić!” – kwituje Leo nieudaną próbę założenia sobie skarpetki.

Nico z kolei buduje swoje pierwsze zdania, które składają się z dwóch, czasem trzech wyrazów. Jak zawodowiec potrafi powtórzyć słowa w obu językach i zauważa fakt, że mama mówi w domu inaczej niż tata. Jest dużo bardziej komunikatywny, niż Leo w wieku dwóch lat, łatwiej mu wyrazić, co chce lub co czuje. Na pewno na jego poziom znajomości języka polskiego ma fakt, że starszy brak mówi do niego wyłącznie po polsku.
A Wasze wielojęzyczne dzieci? Też robią podobne błędy? Zapisujecie takie językowe twory? Ja staram się utrwalać te co najfajniejsze, bo z doświadczenia wiem, że to znowu tylko etap i za chwilę pojawi się jakaś nowa językowa faza 🙂