Ups, robi się gorąco. Do tej pory raczej starałam się skrywać za moim logotypem, nie wychylać z twarzą i szczegółami z życia, no oprócz tych niezbędnych do postów o miejscach w Monachium przyjaznym dzieciom 🙂 Ale słowo się rzekło, więc zapraszam Was na drugą część wyzwania blogowego.

Dzień 2: 10 rzeczy, o których nikt o mnie nie wie

1.Mojego Męża Tobiasa poznałam nie w Niemczech, ale w Szwajcarii, a dokładniej we włoskim kantonie Tesyn. Mieszkałam tam po studiach i byłam na stażu w ramach jednego z edukacyjnych i językowych programu UE. W czasie wolnym chodziłam na kurs salsy i tam właśnie moja instruktorka Kolumbijka kazała mi tańczyć z jakimś kolesiem, który nie rozumiał włoskiego. Ja miałam mu tłumaczyć taneczne polecenia na angielski (wtedy jeszcze prawie w ogóle nie mówiłam po niemiecku). I tak oto tańcujemy ze sobą już prawie 10 lat!

2.Z pobytu w Tesynie została mi nie tylko znajomość języka włoskiego, ale i wielkie zamiłowanie do wszystkiego, co włoskie. Nawet, a może zwłaszcza do Italo Disco 😉 Piosenki Adriano Celentano nucę do dziś!

3.Jestem strasznym krótkowidzem! Na co dzień noszę soczewki, a okulary zakładam wyłącznie wieczorem, kiedy jeszcze pracuję przy komputerze. Bez szkieł mogłabym pomylić komputer z telewizorem…

4.Podczas mojego drugiego porodu krzyczałam tak głośno, że słychać mnie było na pewno w odległości kilometra od szpitala!

5.Kiedy młodszy Synek miał jakieś 5-6 miesięcy, uszyłam mu samodzielnie i beż użycia maszyny do szycia małą książeczkę sensoryczną. Podpatrzyłam kilka pomysłów w internecie i zainspirowana innymi, podobnymi książeczkami uszytymi przez młode mamy, zajęłam się robótkami ręcznymi przez kolejne kilka dni, a może nawet tygodni. Za materiał posłużyła mi poszewka na poduszkę oraz stare bluzki, w których już nie chodziłam. Książeczka leży do tej pory w pokoju dziecięcym, a Synek bawił się nią może raz…

6.W wieku przedszkolnym byłam bardzo wrażliwą dziewczynką. Płacz wywoływała u mnie każda sytuacja, która w jakiś sposób odbiegała od utartego już rytmu. Największą przykrość sprawiało mi jednak, kiedy dzieci przezywały mnie, parafrazując piosenkę Natalki Kukulskiej: „Dominika w tańcu sika…”. Maaamuuusiiuuu….

7.Jak miałam ok. 5 lat, przewróciłam się i upadłam na nos, przez co uległ on nieznacznej deformacji. Przez wiele lat był to mój największy kompleks i strasznie przeszkadzało mi, że nie był mały, zgrabny i prosty. Na studiach przeszłam dwie operacje przegród nosowych, bo jak się okazało, upadek spowodował, że kości źle się zrosły i organizm nie otrzymywał odpowiedniej ilości tlenu. Ja w każdym razie byłam szczęśliwa, bo mimo bólu pooperacyjnego, wyciągania szwów i sińców na całej twarzy, nowy nos – oprócz względów zdrowotnych – był wreszcie do zaakceptowania 🙂

8.Wbrew temu, co napisałam w punkcie 1., nie jestem dobrą tancerką. Lubię tańczyć, ale w „Tańcu z gwiazdami” odpadłabym w pierwszym odcinku 🙂 Mimo to przez całe życie, dopóki nie poznałam mojego Męża, zdarzało mi się tańczyć przed lustrem. Włączałam głośno jakąś muzykę, zakładałam jakiś fajny ciuch, okulary od słońca lub jakiś kapelusz – i już strój sceniczny był gotowy. Taki taniec doładowywał mnie i poprawiał humor albo po prostu był ekspresją radości życia. Od 10 lat już tego nie robię. W ogóle. No prawie.

9.Pochodzę z Radomia, a na mojej drodze do Monachium znalazły się następujące miasta: Warszawa, Lugano, Hamburg, Gdańsk i znów Warszawa. Potem to już tylko Bawaria 🙂

10.Mam słabość do… zwykłego precla słonego z masłem. Jak widzę go w piekarni, nie mogę obok spokojnie przejść! Ten smak przypomina dzieciństwo – mam przed oczami, jak z siostrą zakradałyśmy się do lodówki po to, aby słonymi paluszkami wydłubywać masło z maselniczki. Mniam!