Jestem wzruszona. I niesamowicie podbudowana postawą moich niemieckich koleżanek-blogerek i kolegów-blogerów. Tych, których znam osobiście i tych, na których teksty co chwila trafiam w internecie, twitterze i facebooku. Powołali do życia akcję, która uruchamia niesamowitą energię, wzbudza dyskusję i pokazuję niezwykłą moc niemieckiego społeczeństwa. Pod tagiem #‎bloggerfuerfluechtlinge‬ blogują ci, którym sprawa uchodźców leży na sercu.

Akcja jest odzewem na skandaliczne zachowanie prawicowych ekstremistów, którzy w ostatnich tygodniach m. in. podpalili kilka obozów zorganizowanych dla uchodźców. Obozów, w których mieszkają kobiety i mężczyźni, dzieci, niemowlęta, kobiety w ciąży.
Niemieccy blogerzy podają przykłady z własnego życia, w jaki sposób pomagają – goszczą uchodźców u siebie na parę dni, pomagają segregować ofiarowane im rzeczy, organizują zrzutki pieniężne i materialne, przygotowują pikniki u siebie w ogrodzie, zawożą, podwożą, chodzą po urzędach. Gotują, sprzątają, dostarczają pomoc medyczną i sanitarną. Pomagają w robieniu zakupów, nauce języka, poruszaniu się po nowym mieście. Robią wiele, aby ten pierwszy czas pobytu uchodźców przebiegał łagodniej, a cały proces integracji łatwiej. Wszystko to z własnej woli, własnym sumptem i własną pracą.
Oprócz tego środowisko blogerów i organizacji pozarządowych oficjalnie i całkiem ostro krytykuje rząd niemiecki, za to, że w tej sprawie milczy. Nie ma oficjalnego stanowiska, nie ma wsparcia tej nieformalnej grupy ze strony rządu, brak pomocy finansowej i wsparcia duchowego, tak obecnie potrzebnego również tym pomagającym.
Patrzę na wiadomości z Polski, czytam artykuły z gazet i nie mogę w to wszystko uwierzyć! Czy my mówimy o tej samej sprawie? Polska łaskawie i pod wielką falą społecznej dyskusji i protestów zaakceptowała 2000 uchodźców z Syrii i Erytrei, między wersami zastrzegając, że proces integracji przebiegnie szybciej, jeśli będą to uchodźcy chrześcijanie. Jak zwykle boimy się tego, czego nie znamy.
Cały czas przytacza się argumenty finansowe: kto za to płaci, ile kosztuje przesiedlenie uchodźców, ile trwa okres przygotowawczy, czy integracyjny itp. Że nie potrzebujemy niewykwalifikowanych pracowników, że lepiej przyjmować uchodźców z Ukrainy i Rosji, bo oni są z podobnego kręgu kulturowego, że nie ma w Polsce miejsca na imigrantów zarobkowych. Że organizując miejsce dla uchodźców, przyjmujemy z otwartymi rękami rzesze terrorystów, którym z kieszeni wyskakują bomby samozapłonowe.
Szczerze? Rzygać mi się chcę, jak słyszę te argumenty! Czego my się boimy? Że nagle 2000 osób przejmie władzę nad naszym krajem? W Niemczech w 2014 roku azylu szukało 170 tys. ludzi, a w 2015 roku już 450 tys.! (źródło).
 
Czemu nikt nie mówi o ludzkiej krzywdzie? O konieczności niesienia pomocy tym, którzy cierpią? Czemu w polskim argumentach nie mówi się o wojnie, która ściga tych uciekających ludzi? O dzieciach, które wyrzucane są za pokład, bo za głośno płaczą na statkach pełnych uciekinierów? O mamach tych dzieci, które pod sercem lub na rękach trzymają swoje drugie dziecko i muszą widzieć, jak ich maleństwo znika pod wodą? O ludziach, którzy są świadkiem tych scen i będą przez nie prześladowani koszmarami do końca życia?
 

A ilu Polaków uciekło przed represjami komunizmu, choćby do Niemiec, gdzie znaleźli schronienie i pomocną dłoń? Może w ten symboliczny sposób warto odwdzięczyć się za pomoc okazaną naszemu narodowi w przeszłości? Tyle milionów Polaków żyje obecnie poza granicami naszego kraju. Domagamy się dla nich szacunku, równouprawnienia i podobnego standardu życia, jaki ma środowisko, w którym oni żyją. Nie przeszkadza nam natomiast ośmieszanie i upodlenie innych, których los rzucił do Polski. I wcale im się nie dziwię, że traktują nasz kraj jako miejsce tranzytowe – dopóki w Polsce rządzi ksenofobia, rasizm i nietolerancja, dopóty nie będziemy przez inne narody traktowani na równi. Będziemy krajem B, społeczeństwem traktowanym z przymrużeniem oka, bo nie potrafimy przeskoczyć własnego cienia. Naród, który tak niedawno wyrył sobie na czole słowo „Solidarność”, teraz tej solidarności innym odmawia.

A może się mylę? Może to, co czytam i widzę w internecie to tylko część prawdy? Drodzy Czytelnicy z Polski, jeśli macie dla mnie lepsze wiadomości o naszym społeczeństwie, to proszę podzielcie się niby. Chętnie poczytam artykuły, które zaprzeczają tezie, że Polacy są ksenofobami i rasistami.

Jestem wzruszona. I niesamowicie podbudowana postawą moich niemieckich koleżanek-blogerek i kolegów-blogerów. A także moich sąsiadów, przyjaciół, znajomych i nieznajomych. Kiedy widzę, jak wiele robią, bez zbędnych gestów, bez oczekiwania zapłaty, bez strachu. Za to z wielkim, otwartym sercem, łącząc się z tymi, od których szczęście się odwróciło. Którzy nie mają domu, pieniędzy, często również JUŻ nie mają rodziny.

 

Jeśli chcielibyście w finansowo wspomóc akcję blogerów, możecie odwiedzić stronę betterplace.org, na której uruchomiono akcję pomocy uchodźcom ” Blogger für Flüchtlinge – Menschen für Menschen I”.

Jak można pomóc uchodźcom w Monachium? Szczegółowe informacje na ten temat znajdziecie na blogu Me Working Mom (po niemiecku).

Uprzejmie informuję, że wszelkie rasistowskie lub ubliżające komentarze na tym blogu będą bezwzględnie kasowane i nie dopuszczane do publikacji. Dyskusja – tak, ale na poziomie!

 

#‎bloggerfuerfluechtlinge