Wiele z niemieckich rodzin, które znam, co jakiś czas wybiera się w niedzielę do restauracji na brunch, czyli po prostu większy śniadaniowy bufet. Sporo restauracji w dużych miastach oferuje w tym czasie opiekę na dziećmi lub przynajmniej jakiś kącik z zabawkami, co kusi z kolei rodziny do wspólnego wyjścia. To często okazja do spotkań w większym gronie przyjaciół i szansa na wymianę kilku zdań, podczas gdy pociechy bawią się w specjalnie wydzielonej dla nich przestrzeni. Latem zamiast restauracji niekiedy wybiera się ogródek piwny.
3. Obiad u dziadków
To obowiązkowy program niedzielnego popołudnia. Ciasto można zjeść w domu lub wybrać się do jakiejś popularnej kawiarni. Albo kupić kilka kawałków na wynos, wracając ze spaceru do domu. Latem ciasto często zastępują lody. Bardzo lubię niemieckie powiedzenie sich zum Kaffeeklatsch treffen, czyli spotkać się na plotki przy kawie. Pierwszy raz spotkałam się z tym określeniem w książkach szwedzkiego autora i ilustratora Svena Nordqvista, znanego głównie dzięki książkom z serii „Pettersson und Findus” (link Affiliate). Od tego czasu używam go z upodobaniem, bo do niedzielnej popołudniowej kawy + obowiązkowego czegoś słodkiego lekkie tematy i ploteczki pasują wyśmienicie! 😉
Przy takiej kawie miło się plotkuje |
5. Niedzielne wycieczki
Zimą wiele rodzin jedzie w góry na narty, idzie do parku na sanki lub na lodowisko pojeździć na łyżwach. Czasami wystarczy jakiś spacer po lesie lub wizyta na placu zabaw w dużym parku. Dzieci zabrać można do kina, teatru czy do cyrku. Wiosną, latem lub wczesną jesienią nierzadko organizuje się rodzinne wycieczki – w góry, nad morze, czy nad jezioro. Ważny jest kontakt z naturą, wyjazd z miasta, możliwość wybiegania się dla dzieci. No i wspólnie spędzony czas.
Widok podczas niedzielnej wycieczki |
Niby ten niedzielny program niewiele różni się od polskiego, ale fakt zamknięcia sklepów w niedziele ustawia plany na cały weekend. Bo o ile sobota jest tu jeszcze widziana, jako dzień roboczy (Werktag), o tyle już niedziela to czas dla rodziny i jej poszczególnych domowników.
Czy Wasze niedziele wyglądają podobnie? A może macie jakieś zupełnie inne zwyczaje?
zgadzam sie 🙂 w niedziele sklepy pozamykane (chociaz u nas nad morzem niektorzy Maja pozwolenie na handlowanie w niedziele i niedaleko ode mnie mam Supermarket, ktory jest otwarty) Czlowiek jest zmuszony do zaplanowania, co chce sie jesc, co trzeba kupic i dzien jest rzeczywiscie wolny. Lubie to, chociaz niektorzy sie bardzo denerwuja, bo jesli ktos pracuje od pon do soboty, to ma Problem. Piekne zdjecie gor, co to za jezioro?
O też się zgadzam i popieram zamknięte sklepy w niedzielę zwłaszcza te wielkie centra handlowe i to właśnie bardzo lubię w tym kraju, czego mi brakuje w takie niemieckie niedziele to taki spontan np. nie mam pomysłu na popołudnie i wpadam z niespodziewaną wizytą do niemieckich znajomych, bo wcześniej się trzeba się umówić, ale i z tym można sobie poradzić – po prostu wcześniej zaplanować wizytę, pozdrawiam.
Podobnie, choć kiedyś nawet o tym u siebie pisałam, mam niechlubną tradycję po kościele wstępować do supermarketu na zakupy.
Na początku te wolne od handlu niedziele były dla nas problemem, ale rzeczywiście, można sobie to czas zaplanować, tutaj. Nie wiem, czy w Polsce, w dużych miastach, gdzie ludzie od rana do wieczora są w pracy, byłoby to realne?? Niemcy, a w szczególności Bawaria, to zupełnie inny świat, teraz to widzę bardzo dobrze, to co tutaj jest normą, w naszym kraju byłoby luksusem 🙂 Oj, już widzę, jak bolesny będzie mój powrót do "normalności" 🙂 A to ostatnie zdjęcie gdzie zostało zrobione?? Pzdr!!!
Mieszkam w Monachium wprawdzie od niedawna, jednak od samego początku spędzamy niedziele rodzinnie poza domem. Jestem zachwycona ilością rodzin w parkach, muzeach, na basenach… Uważam, że w Polsce również przydałoby się stworzyć warunki do szukania alternatywnych metod spędzania niedziel (nie tylko w centrum handlowym). My z mężem mamy naturę odkrywców i nawet w Polsce omijaliśmy markety na rzecz ciekawszych miejsc. Mam świadomość jednak, że wiele dzieci zabieranych jest do galerii, gdyż tylko to przychodzi rodzicom na myśl, bo przecież otwarta, a tam i karuzele na monety i frytki, jak dziecko zgłodnieje, a jeszcze toaleta na miejscu….Słyszałam wielkokrotnie takie argumenty znajomych rodziców. A wystarczyłoby skierować się do parku czy nad zalew, jezioro…spacer nie wymaga wydawania pieniędzy a pozwala na odkrycie pięknych miejsc. Nam poznawanie Monachium ułatwił rower z fotelikiem dla synka. Kto tu mieszka ten wie, że miasto ma pełno ścieżek rowerowych i w letnie weekendy czasem spotyka się więcej rowerzystów niż kierowców. No, przesadziłam 😉 ale rowery są tu bardzo popularne.
I jeszcze jedno: często mi mówiono (w Polsce) że nie chodzą dzieckiem do ZOO czy do muzeum, bo to za dużo kosztuje….Te same osoby opłacały co miesiąc cyfrówkę, wypalały po paczce papierosów dziennie a w weekendy oglądały mecze przy piwie. Dlatego akurat takich ludzi, to chyba nawet zamknięte sklepy nie zaciągnęłyby na nową wystawę czy na basen.
Przepraszam, że się rozpisałam, świata a raczej mentalności niektórych nie zmienię, ale miłoby było, gdyby wszystkie dzieci mogły wspominać chwile spędzone z rodziną (niekoniecznie na zakupach).
Twoi synkowie poza cudownymi wspomnieniami będą mieli również piękne pamiątki w postaci fotografii. Gratuluję ślicznych zdjęć. Czekam na twoje opisy nowych miejsc, które warto odwiedzić z dzieckiem. Dzięki za dotychczasowe inspiracje. Pozdrawiam Miki!
To jezioro to Schliersee, byliśmy w drodze do Schliersbergalm. O tej wędrówce pisałam tutaj:
http://polkawmonachium.blogspot.de/2014/06/rodzinna-wedrowka-w-gory-schliersbergalm.html
To prawda, wszystko musi być zaplanowane i wcześniej omówione. O żadnym spontanie (raczej) nie ma mowy…
Hej! Mnie też czasami brakuje możliwości wykorzystanie niedzielnej laby na zakupy, ale można jakoś z tym żyć 😉
A zdjęcie zostało zrobione podczas wspinaczki na górę Schliersberg. Na szczycie czekała na nas restauracja, piękne widoki i możliwość powrotu kolejką lub letnią trasą saneczkową 🙂 Pisałam o tej wędrówce tutaj:
http://polkawmonachium.blogspot.de/2014/06/rodzinna-wedrowka-w-gory-schliersbergalm.html
Cześć Miki! Dziękuję za ciekawy komentarz i tyle osobistych przemyśleń! 🙂
Cieszę się, że znajdujesz tu inspiracje do dalszych monachijskich odkrywań. Obiecuję – będę różne pomysły co jakiś czas na bloga wrzucać 😉
A rower to mój środek komunikacji nr 1! Może gdzieś spotkamy się na trasie 🙂
Z pozdrowieniami, Dominika
Witam. Bywam w Monachium ok 3 razy w roku. Są to pobyty 3-12dniowe w celu leczenia mojej córki. Nie leżymy w szpitalu tylko przychodzimy codziennie do pracowni. Ale zawsze te wyjazdy wspominamy bardzo miło. Tam inaczej płynie czas. Wykorzystujemy każdą chwilę aby coś ciekawego zobaczyć. Muzeum BMW zawsze obowiązkowe. Podwodny Świat w parku olimpijskim i cudowne zoo również za każdym razem. Bardzo ułatwiają życie środki komunikacji miejskiej i nawet tam nie zauważam braku samochodu. Bywamy w parku lub nad rzeką w niedzielę i jestem zachwycona tym że jest to dzień rodziny. Jak wracam do Polski to długo potem choruję oglądając naszą rzeczywistość gdzie na rodzinę jest tak mało czasu. Już przebieramy nogami z niecierpliwością bo w kwietniu znów będziemy.
Monachium jest jednym z miast, które mnie urzekło, a po Twoim wpisie urzeka mnie jeszcze bardziej 🙂
Świetnie, że czas spędzacie tak rodzinnie 🙂
Pozdrawiam,
http://www.mamatataibabelek.pl
Witaj! Dziękuję za zaproszenie, chętnie do Ciebie zajrzę 🙂
Współczuję powodu wizyty w Monachium, ale to pięknie, że tak potraficie wykorzystać wolny czas. Wtedy myśli na pewno odbiegają od choroby i skupiają się na przyjemniejszych rzeczach. Miłego pobytu i jak najszybszego sukcesu w terapii!
Pozdrawiam, Dominika
Moją rodzinę nie za bardzo urzekło Monachium. Mieszkamy w landzie Nadrenia Palatynat. Znalazłam nawet bloga o życiu w tamtych terenach. www. zyciewniemczech.info Ale podoba mi się bardzo ten blog tutaj, bo wiele informacji jest uniwersalnych
Dziękuję i zapraszam do regularnych odwiedzin 🙂
Ooo proszę. Ja osobiście byłam w Monachium, na wyjeździe u rodziny. Przyznam, że podoba mi się tam, jednak chyba sama bym się nie przeprowadziła.