– Leo, zobacz kupiłam ci nowy komplet od deszczu do przedszkola – spodnie i kalosze. Chcesz przymierzyć?
– Pewnie. Pokaż! Wow, superanckie! Mamuniu, dziękuję! Daj, ja założę.
Tą oto krótką rozmową chciałam Wam pokazać, jakie zmiany w posługiwaniu się językiem polskim nastąpiły u mojego trzylatka. Jak czytam poprzednie wpisy na temat dwujęzyczności Leo (jeden ukazał się w grudnia 2013, a drugi w marcu 2014 r.), to nie mogę przestać się uśmiechać pod nosem i zadzierać go do góry, bo mnie po prostu rozpiera duma! Przez te parę miesięcy Synek zrobił niesamowite postępy i prawie bezbłędnie mówi w tej chwili po polsku. Nadal zdradza go dźwięczne „rrr” przy wymowie niektórych wyrazów, ale gramatycznie i leksykalnie jest naprawdę świetny! Oczywiście nadal mówi „po dziecięcemu”, zmiękcza wyrazy, przemienia je, nie wszystko jest wyraźne, ale za to poprawnie deklinuje czasowniki („zrobiłem”, „zrobiłaś”) oraz odmienia rzeczowniki, czasami zabawnie używa wołacza (do kuzyna Adama mówi np. „Adamu”, a jak oblał się w łazience wodą, zwalił całą winę na kran, wołając: „Ej, ty kranu głupi!”). 
Ogromny postęp nastąpił po naszym trzytygodniowym pobycie w Polsce – tam miał kontakt wyłącznie z językiem polskim, bawił się z dziećmi z różnych grup wiekowych, dużo rozmawiał i słuchał. Te wakacje były przełomowe i nastąpił po nich w Leo głowie taki „klik”, dzięki któremu już prawie w ogóle nie miesza niemieckich słówek do polskich zdań. Zdarza mu się co prawda w chwilach ekscytacji powiedzieć: „ich mag nicht mama wyszła” [nie chcę, żeby mama wyszła] lub „ja wollte [chciałbym] różowy talerz przecież!”, ale nadal konsekwentnie go poprawiam i widzę, że robi coraz większe postępy.
Jego „mamusiu” ewoluowało w „mamuniu” i to chyba nadal najczęściej używane przez Leo słowo. Do brata mówi w zabawie zawsze po polsku i chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie w języku polskim układa swoje myśli – na pewno ma w nim bogatsze słownictwo niż po niemiecku. Dziwi to trochę, bo przecież od 2 lat chodzi do niemieckiej Tagesmutter, ale mimo to polski zdaje się być obecnie jego wiodącym językiem.
Z czego to moim zdaniem wynika? Na pewno z mojej niepodważalnej konsekwencji – zawsze i wszędzie mówię do niego po polsku, nawet w towarzystwie osoby niepolskojęzycznej. Jeśli nie chcę, żeby ten ktoś czuł się łyso, nie rozumiejąc o czym mówimy, tłumaczę po niemiecku: „Powiedziałam Leo, że…”. Myślę, że tym samym daję Synkowi poczucie, że jestem dumna z mojej polskości, że się nie wstydzę bycia obcokrajowcem, że nie czuję się w żaden sposób gorsza od innych. Dzięki temu on sam przejmuje te cechy i bardzo się z polską częścią swojej osobowości identyfikuje. Oprócz tego wieczorem może oglądać bajkę w komputerze (i tu niespodzianka – „Strażaka Sama” 🙂 No dobra, czasem „Ciekawskiego George’a”) – prawie zawsze są to polskie wersje. Dodatkowo przed pójściem spać czytamy polskie książki – Leo bardzo to lubi i w ciągu dnia czasami opowiada historie bohaterów z ulubionych książeczek. Ostatnio polubił „Naszą mamę czarodziejkę”, „Plastusiowy pamiętnik”, „Cudaczka-Wyśmiewaczka” i „Misia Uszatka” – każda z nich ma stosunkowo krótkie rozdziały, więc nadają się doskonale jako bajki na dobranoc. W podróży lub przy śniadaniu chłopcy słuchają polskich audiobooków, a wolne chwile umila nam wspólne śpiewanie polskich piosenek lub słuchanie płyt z polskimi nagraniami. Staram się oczywiście spotykać z Polakami i dać dzieciom szansę usłyszenia języka polskiego nie tylko ode mnie, ale i od innych dzieci i dorosłych. Muszę wspomnieć także o moim Mężu, który bardzo mnie w tej nauce dzieci polskiego wspiera (niestety nie ma to przełożenia na jego znajomość języka :() – sam uważa, że niemieckiego nauczą się ot tak, w przedszkolu, szkole, no i przecież również w domu, dzielnie znosi moje długie rozmowy z Synkami po polsku i motywuje do częstych wizyt w Polsce (i to nie tylko dlatego, że wreszcie będzie się sam mógł wyspać :)).

Oczywiście z tatą i innymi niemieckimi członkami rodziny Leo rozmawia chętnie i poprawnie po niemiecku, choć zauważyłam, że tu jest bardziej na etapie „Kali mówić, Kali jeść”.

A najlepiej posłuchajcie sami – udało mi się nagrać fragment naszej zabawy, kiedy Leo tym razem czytał czy raczej opowiadał mi po polsku małą obrazkową książeczkę, z której na co dzień korzysta raczej jego 1,5-roczny brat.

Będę to powtarzać: bądźcie konsekwentni w mówieniu do Waszych pociech po polsku i koniecznie trzymajcie się zasady OPOL (one person one language). To naprawdę przynosi znakomite wyniki i pozytywnie wspiera dwujęzyczność naszych dzieci.