Od poprzedniego odcinka pisanego w grudniu sytuacja językowa mojego trzyletniego Synka nieznacznie się zmieniła (Leo obecnie ma 3 lata i 2 miesiące). Zauważyłam, że w rozmowie ze mną stara się być coraz bardziej poprawny i dobierać prawie wyłącznie polskie słowa. Jeśli zdarza mi się podsłuchać go, jak się sam bawi, najczęściej mówi wtedy po polsku, a właściwie w swoim slangu, mieszając obie składnie językowe. Zaskoczyło mnie to, że również w zabawach z bratem używa najczęściej polskiego, nawet jeśli niemieckojęzyczny tata jest w pobliżu. Cieszy mnie to szczególnie, bo daje szansę na sukces również w przypadku młodszego Synka.
Leo mówi do mnie wyłącznie „mamusiu”. I to zawsze w wołaczu: „Mamusiu, popatrz”, „Mamusiu, chodź tutaj sibko [szybko]”, „Mamusiu, piosię bajdzio [proszę bardzo]”. Nie wiem, skąd mu to się wzięło, ale to bardzo miłe! Słowa „mama” używa, kiedy mówi o mnie w trzeciej osobie.
 
– Patrz mamusiu, tutaj auto matka [armatka] – mówi, wskazując na stojący obok wóz strażacki.
Wychylam się zza komody, żeby przyjrzeć się samochodowi. – O, wóz strażacki z armatką wodną. To chyba auto jakiegoś super strażaka.
– Tak, mamusiu, Neo [Leo] super kaziak [strażak]. O tu, bajdzio duga bina [bardzo długa drabina], a tu dwa kaziaki – uzupełnia mój podekscytowany Syn.
Nagle ciszę przerywa głośne brzęczenie, wydobywające się z gardła Leo: „Grrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!”. – To alarm, mamusiu! Neo kaziak, Neo duzio nędzia [narzędzia], auto rein [ins Auto einsteigen / wsiąść do samochodu], padek [wypadek] – oznajmia mi po chwili.
Udaję zdziwioną i pytam, żeby się upewnić: – Leo strażak bierze dużo narzędzi, biegnie do auta i jedzie do wypadku, tak?

– Tak, mamusiu. Neo und pizza männer [Polizisten / policjanci] und mendak [komendant].

– Aha, policjanci i komendant też jadą na miejsce! – tłumaczę sobie tę zawiłą logikę.

– Woda marsz! – krzyczy Leo, polewając wyimaginowany pożar długą rurką z tworzywa, udającą sikawkę. – Wasser stop! – dodaje po chwili nasz strażak, zdejmując z głowy kask i wycierając rękawem pot z czoła.

– Uwaga, mamusiu, bardzo duzio autos. Patrz, mamusiu: tu kaziak, tu feuertraktor [Feuerwehr / straż pożarna, w wolnym tłumaczeniu: traktor strażacki], tu konik, mamusiu – tłumaczy mi Leo podczas wspólnej zabawy klockami lego. – A tu duzio ludzi. Syścy anschauen [wszyscy anschauen / oglądać].
– Czy tu zdarzył się wypadek, że tyle ludzi przyszło i przyglądają się? – dopytuję.
– Nie, mamusiu, nicht padek [żaden wypadek]. Siśtko schau, co się dzieje. Tu Baustelle [budowa], duzio Bauarbeiter [robotników], a tu dźig [dźwig]. Mama mag gerne dźig? [mama lubi dźwig?] – pyta po chwili.
– Tak Leo, zbudowałeś naprawdę ładny dźwig – odpowiadam bez chwili zastanowienia.
– Neo super Bauarbeiter. Neo kask, pasek nędzia, Hammer bam bam bam, siśkie nędzia – ekscytuje się Leo, wywijając przy tym zabawkowym młotkiem i pukając nim w podłogę.
Nagle jak burza zbliża się 13-miesięczny brat, któremu ewidentnie podoba się kolorowa wieża dźwigu.
– Nie, Nikusiu, nicht put! [kaput machen / popsuć] – krzyczy na cały głos robotnik w kasku na głowie – Mamusiu, Nico darf er nicht put [Nico nie może mi psuć].
Staram się zachować spokój: – Leo, jak nie chcesz, żeby psuł ci dźwig, to daj mu coś innego do zabawy. Zaproponuj mu jakąś inną zabawkę.

Leo rozgląda się szybko po pokoju i przynosi bratu czerwony, plastikowy wóz strażacki, naśladujący dźwięki syreny. – Masz, Nikusiu – wręcza samochód bratu i idzie dalej obsługiwać swój dźwig na placu budowy. A mały bierze wóz, wyciąga rozkładaną drabinę, wsadza do kosza plastikowego ludzika lego i robi dźwięki przypominające: iiiiiiioooooooo, iiiiiiioooooo, iiiiiiiiooooooo…

 
I jeszcze jedna scena. Tym razem malujemy kolorowanki i wycinamy nożyczkami różne wzory z papieru.
– Piosię pik, mamusiu. [pik – to określenie na przecięcie czegoś nożyczkami]
– Mam ci tu przeciąć ten papier? – dopytuję.
– Tak, mamusiu. Tutaj. Nie, inne miejce [miejsce]. Jeście rrrraz pik. (słowo „raz” wymawia Leo z typowym niemieckim akcentem, jego „r” dźwięczy gardłowo :)) – dostaję kolejne instrukcje.
– Ok, to wytniemy taki pasek – nauczona doświadczeniem informuję, co będziemy robić, bo już nie raz zdarzyło mi się „popsuć” jakieś wiekopomne dzieło.
– Nie, pasek weg. Pasek mag ich nicht [nie lubię]. To mama pjezent – dodaje na pocieszenie od Leo.
– A, to prezent dla mnie. Dziękuję! Ale który kolor jest dla mnie?
– Mama aus bierze [aussuchen / wybrać]. Mama mag gerne bieskie? [mama lubi niebieski?]
– Tak, dzięki. To wezmę niebieski.
– Mamusiu, wo ist er nićki [gdzie są nożyczki?, dosł. gdzie on jest nożyczki?] – Synek próbuje znaleźć narzędzie pracy wśród porozrzucanych papierów.
– Na pewno nożyczki są na stole. Poszukaj pod papierami – instruuję. Po chwili – Leo kończysz już? Bo idziemy na obiad – powoli nudzi mi się to malowanie i szukam pretekstu do opuszczenia tego kącika prac ręcznych.
– Nie, mamusiu, nicht kończę. Ich mag jeszcze bawić.
– Dobrze, to pobaw się jeszcze trochę, a ja idę naszykować obiad – korzystam z chwili i wymykam się do kuchni.
Po chwili Leo przychodzi do mnie i oznajmia: – Ich mag mama pomóc!