Tym razem, zainspirowana tematem przewodnim w Klubie Polek na Obczyźnie, chciałabym Wam przedstawić listę niemieckich dziwactw, do których absolutnie się nie mogę przyzwyczaić! Rzeczy, które mnie drażnią, które przeszkadzają i które swędzą jak po ugryzieniu kąśliwego komara!
1. PUKANIE W STÓŁ
To jest gest, którego nigdy nie mogłam pojąć i który mnie wręcz krępuje. Spotyka się go w grupie osób, które nagle się wspólnie z czymś zgodzą, dojdą do jakiego konsensu lub po prostu wyrażają aprobatę dla jakieś sprawy czy osoby. To trochę jak wspólne klaskanie, ale z takim dodatkowym potwierdzeniem słuszności sprawy. Nagle wszyscy zaczynają pukać w stół i już wiesz, że nie jesteś stąd! Trudno mi się przemóc w tej sprawie, a owacje dużo łatwiej mi przychodzą 😉
2. „ROTTHALER!”
Odkąd mamy erę telefonu z wyświetlaczem, pokazujących kto do nas dzwoni, zwracam się do osoby, którą znam, po imieniu. Zwłaszcza jeśli jest to członek rodziny czy bliski przyjaciel: „Cześć Aga, co u Ciebie?”, „Hej mamo, fajnie że dzwonisz”. Niemcy z kolei, bez względu na okoliczność ZAWSZE odzywają się, podając swoje nazwisko. No uszy mi więdną, jak mój mąż rozmawiając ze swoją mamą, podnosi słuchawkę i mówi: „Rotthaler”. No w życiu i nigdy przenigdy!
Co innego w pracy, na telefonie służbowym czy w jakiś relacjach biznesowych. W tym kontekście polskie „Halo” bez przedstawienia się denerwuje mnie podobnie, jak meldowanie się nazwiskiem do rodziców i przyjaciół…
3. PANI ROTTHALER
W oficjalnych relacjach nigdy nie będę dla Niemców Dominiką, a zawszę panią Rotthaler. „Pani Rotthaler, czy może pani podejść do telefonu?”, „Pani Rotthaler, co sądzi Pani na temat segregacji śmieci w Niemczech?”, „Pani Rotthaler, czy ma Pani czas na kolację dziś wieczorem?”. Na szczęście w większości sytuacji dosyć łatwo przejść na „ty” i dystans od razu się zmienia. Jednak nie ma to jak „Pani Dominika” 😉
4. GDZIE CI MĘŻCZYŹNI?
Jak przyjeżdżam do Polski, to cieszę się z małych gestów, których w Niemczech nie zaznaję. Lubię, kiedy mężczyzna przepuści mnie w drzwiach, ustąpi miejsca, podniesie zgubioną rękawiczkę. I nie chodzi o równouprawnienie, ale o zwykłą ludzką uprzejmość! W Niemczech te gesty są archaiczne i w zdecydowanym zaniku. Szkoda.
5. DIALEKTY
Niby już trochę się do tej różnorodności dialektów przyzwyczaiłam, ale nadal większości z nich nie od razu rozumiem! Zwłaszcza tych z mniejszych miejscowości lub wiosek. Ostatnio wyjechał mi pewien kierowca autobusu takim typowo bawarskim niskim głosem i zupełnie nie miałam pojęcia o co chodzi. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że mnie uprzejmie chciał zagadać i coś tam do dzieci nawiązać. Najgorsze jest zaskoczenie przez telefon, kiedy muszę porozmawiać z jakimś elektrykiem, informatykiem czy innym specjalistą, których po prostu nie kumam! Piękna ta różnorodność, ale dla obcokrajowców niezwykle trudna!
Czy dla tych faktów NIE warto żyć w Niemczech? No, oceńcie sami. Dla niezdecydowanych – kilka zdjęć niemieckich pejzaży.
A Wy macie jakieś rzeczy, sytuacje, gesty, które Wam przeszkadzają i do których raczej nigdy się nie przyzwyczaicie? Napiszcie, chętnie się dowiemy 🙂
Cześć! Fajny wpis, taki na luzie 🙂 Ja jako pierwszy powód dla którego nie warto żyć w Niemczech podałabym: niemiecką mentalność…. zimno emocjonalne, dystans, sztywność, brak zażylych relacji z rodziną, ukryty społeczny alkoholizm w białych rękawiczkach, arogancje, poczucie wyższości w stosunku do innych nacji szczególnie tych z południa i tych ze wschodu. To jest oczywiście duże uogólnienie bo jest też tutaj masa świetnych wartościowych ludzi, no ale skoro już jesteśmy przy narzekaniu…:p
Mnie niesamowicie denerwuje, jak pasażerowie autobusu lub metra po zapakowaniu się do pojazdu stają zaraz pod drzwiami, zamiast przejść w głąb, gdzie jest tyyyle miejsca. Nie wiem, czy to szczególna przypadłość Monachium, czy tak jest w całych Niemczech. Grunt, że co rano walczę, żeby w ogóle udało mi się wsiąść do metra z wózkiem dziecięcym. I jeszcze to złowrogie "Bitte zuuu rück-bleiben!" akurat w momencie, kiedy wózek już jest w środku, a ja jeszcze nie.
W Polsce mi się to nie zdarza – no ale dobrze… polska komunikacja miejska ma za to inne wady 😉
6. Totalny brak spontaniczności. W Niemczech zapowiesz pół godziny wcześniej, że wpadasz na kawę i pogadasz. Tutaj możesz co najwyżej zostać upchnięty w grafiku w przyszły czwartek między 15 a 18. Wszystko tutaj trzeba planować, rezerwować i ustalać. Sztywniactwo najwyższej próby!
7. Niemcy są wybitnie nieelastyczni jeśli chodzi o ich kompetencje. Jeżeli nie daj Boże wasza prośba choćby odrobinę wykracza poza ich zakres obowiązków – wówczas rozkładają ręce. Pani w urzędzie nie załatwi Twojej sprawy, bo koleżanka z tego samego pokoju, do której jesteś przydzielony jest na urlopie, a ona obsługuje tylko nazwiska od H do P (niestety moje jest na G). Jeżeli pan przy kasie w supermarkecie nie wie, jak wygląda kalarepa i – o zgrozo – nie ma jej zdjęcia na obrazkowym spisie warzyw, wówczas katastrofa murowana. Nie mamy kodu i co pan nam zrobi?
8. Certyfikaty. Wszyscy muszą mieć tutaj na wszystko papier. W Polsce jak jesteś prawnikiem znudzony swoim zawodem, ale masz smykałkę do fryzjerstwa, idziesz do salonu i dostajesz pracę jako fryzjer. W Niemczech musisz mieć ukończone szkolenie i posiadać stosowne kwalifikacje na papierze. Inną sprawą jest, że po pierwszej wizycie stwierdzasz, że o niebo lepiej ostrzyże Cię ten prawnik i że ten certyfikowany fryzjer może swoje papiery powiesić na haku.
Z kolei malarz, który maluje wnętrza nie może malować fasad zewnętrznych. Do tego potrzebuje osobny certyfikat. Tak, nie żartuję.
9. Najciekawsze zostawiłem na koniec. Pisma urzędowe. Przychodzą zazwyczaj podpisane:
Mit freundlichen Grüßen
Steiner
Kto Steiner? Pani? Pan? Kot? Jak odpowiadać potem na takie pismo? Szanowny Panie, Pani, czy po prostu Servus, Steiner? Ot cali Niemcy.
A przecież wystarczy absolutna odrobina dobrej woli i własnej inicjatywy. Tej na pewno nikt Polakom nie odbierze, z czego jestem cholernie dumny 🙂
Pozdrawiam, Maciej
Pani Dominiko :), w 100% się z Tobą zgadzam. Ja też tęsknię za tym, że jestem Panią Kasią, za polskimi, czy może nawet szerzej – wschodnioeuropejskimi mężczyznami i tymi drobiazgami, które tak bardzo umilają nam, kobietom życie. Ja już kilkakrotnie doświadczyłam ekstremum, którego nie wyobrażam sobie w Polsce – otóż moi niemieccy koledzy, nie dość, że nie otwierają drzwi to jeszcze wchodzą pierwsi podczas gdy ja drzwi przytrzymuję… Dziwne uczucie. Dialekt… Temat rzeka. Mieszkam w Badenii Wirtembergii, tutejszy dialekt (szwabski) doprowadzał mnie już niejednokrotnie do rozpaczy. Ni w ząb nie rozumiem, po prostu nie rozumiem. Ale coż, dzięki temu że się różnimy jest też ciekawiej. 🙂 pozdrawiam serdecznie z BaWu!
Zgadzam się 🙂 Mnie jeszcze drażni absolutny brak elastyczności i tego, że jota w jotę musi być tak jak jest napisane w regulaminie. Nie ma szans, żeby przekonać kogoś, że można pójść na jakieś ustępstwo, nawet jeśli jest to całkowity drobiazg, który tej osobie nie zrobi żadnej różnicy. Po prostu czasem dostaję wysypki jak słyszę "bo tak już jest i koniec" (np. w knajpie prosząc o małą zmianę w jakimś daniu ze względu na coś czego dziecko nie toleruje).
😀 Ha ha ha, uśmiałam się! Nie dalej jak wczoraj reżyser Carte Blanche przepuścił na scenie prowadzącą rozmowę dziewczynę i zwróciłam na to uwagę siedzącej obok koleżance Paulinie – Niemce. Takie rzeczy tylko w Polsce! Do moich bardzo nieulubionych aspektów Niemiec należy brak twarogu. Nie umiem bez twarogu zrobić dobrego sernika. Monotonna melodia języka, przez którą trudno mi osobiście czytać emocje rozmówcy. Nie mówiąc już o mowie ciała typu "szafa" (czyli stoję, więc jestem). Czy są to powody do wyjazdu? Dla mnie nie. Ale są to dla mnie powody, dla których trudno mi czasem czuć się jak u siebie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Konformizm. Jeśli coś jest pozaregulaminowe, to nikt się nie odważy tego zrobić.
Zasadniczość. Jeśli będziesz wiercić w czasie przerwy obiadowej, to na bank będziesz miał zaraz pod drzwiami skarżącego się sąsiada. Jeśli na pięć minut zaparkujesz na drodze pożarowej, bo odprowadzasz dziecko do przedszkola, zaraz nie wiadomo skąd pojawi się pani wypisująca mandat.
Dienst nach Vorschrift ponad wszystko. W pracy każdy robi swój odcinek "od do" i nie próbuj się wykazywać i robić coś ponad, bo od razu wkroczysz w czyjeś kompetencje i będziesz miał dozgonnego wroga.
Najpopularniejsze niemieckie zdanie: "Das ist nicht meine Aufgabe!". W Poslce nigdy tego nie słyszałam 😀 Każdy starał się jakoś pomóc, choćby miał małe pojęcie.
Przesadna punktualność. Kiedyś pojawiłam się 10 minut przed spotkaniem i kazano mi przyjść równo za 10 minut. Nie mogłam nawet zaczekać w środku.
Samobiczowanie. Rozpamiętywanie bez końca swojej winy za II wojnę światiową. Temat ważny i ważki, pamiętać trzeba, ale może nie musi się pojawiać w każdej publicznej debacie.
Tyle spontanicznie.
Mimo wszystko bardzo mi tu dobrze i widzę dużo więcej plusów, niż minusów mieszkania w DE.
Pozdrawiam
Karolina
Witaj Dominiko! Mi najbardziej przeszkadzaja zakazy na tabliczkach ktore sa wszedzie gdzie sie czlowiek obruci. Po trawniku nie wolno przejsc, kwiatka nie wolno powachac..itd… Zauwazylam to nawet jak niemieckie dzieci bawia sie na placu zabaw i z takim powaznym zlym wyrazem twarzy potrafia powiedziec chowajac sie w krzakach EINTRITT VERBOTEN! Skas sie to bierze….
No ale nie ma PIS . A poza tym zawsze mozna wrocic z powrotem do Polski .
Swietny wpis, a zdjecia jeszcze piekniejsze 🙂 Co do pukania w stol… Po zakonczonym wykladzie studenci pukaja w stol , aby podziekowac za wyklad. Na spotkaniach biznesowych kazda nowa osoba ktora wchodzi do sali podaje reke i przedstawia sie reszcie towarzystwa. Jesli towarzystwo jest juz dosyc liczne, nowa wchodzaca osoba puka w stol, i pozdrawia wszystkich bez witania sie z kazdym z osobna. przynajmniej tak jest u nas w firmie 🙂 Natomiast do telefonowania wsrod znajomych mam inne odczucia. Ludzie odbieraja telfon i mowia NAAAAAAAA???? 🙂
Przesadna troska o dziecko. Miałam ostatnio sytuację: stałam nieruchomo z wielką, wypełnioną zakupami torbą i oglądałam książki. Totalnie zamyślona poczułam, że ktoś w tę moją torbę wpadł. Okazało się, że to około 4 latek jej nie zauważył i wpadł twarzą prosto na nią. Nic się nie stało, dziecko nawet nie zaplakało i najlepiej pewnie poszloby dalej. Na twarzy matki pojawił się taki grymas, jakby dziecko dostało w twarz chuśtawką! Od razu przesadnie sprawdziła, czy dziecku nic nie jest. 4-latek: z miną obojętności. Oczywiście przeprosiłam, alles gut… Po chwili matka się rozpogodziła, ale myślałam, że będzie draka. No niestety, słyszy się, że dzisiejsi niemieccy rodzice tak przesadnie i odnoszą się do opieki nad dziećmi, że lepiej nie myśleć co z nich wyrośnie 😉 Zawsze wychodziłam z założenia, że szybciej się uczymy na własnych "upadkach", niż będąc pod kloszem.
niestety wdzystko sie zgadza a moznaby dodac jeszcze wiecej. najgorsi ci mezczyzni zupelnie nie wiedzacy jak sie zachowac w stosunku do kobiet…masakra !
ps. i jednego z Niemcow wzielam sobie na meza…
Mnie zawsze przeraża, jak motorniczy w tramwaju zwraca uwagę np. pasażerom ze spacerówką, że stoją w złym miejscu lub komuś tarasują drogę. Wielki Brat czuwa!
O tak, tej słowiańskiej "rycerskości" (bez wchodzenia w strefę gender – takiej zwykłej damsko-męskiej uprzejmości) czasami też mi b. brakuje!
W tym wypadku chyba trochę zależy na kogo się trafi, ale sporo w tym racji!
W Polsce czasami też mi już trudno jest poczuć się, jak u siebie… 😉
Certyfikaty i dyplomy – temat rzeka…
Wygodnie jest być niespontanicznym, bo spontaniczność zakłada nagłe zmiany, roszady, dostosowanie się do nowej sytuacji. A tu już potrzeba inicjatywym, jak piszesz i… słowiańskiej fantazji! 😉
Poczucie wyższości? Z mojego doświadeczenia w skali mikro raczej nie, ale w skali makro już jak najbardziej…
Mój Mąż też mnie uświadomił z tym pukaniem zamiast witania się z wszystkimi… WTF? 😉
Ten pierwszy argument zdecydowanie przekonuje mnie do pozostania tutaj!
No ja się pocieszam, że to mimo wszystko nie jest kraj Hausmeisterów, czyli północna Szwajcaria, gdzie "życzliwość" sąsiedzka sięga zenitu!
W tym temacie niejedna "Matka Polka" miałaby tez wiele do powiedzenia 🙂
No to jest szansa, że tego jednego chociaż możesz trochę podszkolić! 🙂
Tak jest wszędzie. Tez tak robię (nie lubie jak mi duszno i wole miec 5 sek. powietrza z zew niz 0)
Ja tam już wolę PiS, niż PO realizujące interesy Niemiec:) Właśnie dlatego niemieckie media wpadły w taką furie po wyborach.
Nie mówiąc, że nie kumają ironii i wszystko biorą dosłownie. Żartu zabawnego chyba nigdy nie zaznałem, albo może raz. I ta ich sympatyczność, gdy coś zrobisz nie po ich myśli…zaraz wymówka lub rozkaz. Plus kobiety, które często mają dość męski sposób zachowania i ten ich sposób chodzenia, nigdzie w Europie tak niezgrabnie nie chodzą. Ale organizują świetnie rozkłady za to 😉
Ha, własnie nie zapomnę wjazdu wózkiem inwalidzkim po rampie dla rowerów, na pocztę ,dla mnie Polki to normalne, ale dla niemieckich urzędnikow, to był szok.
Jestem 3 x na Tak ! Brak elastycznosci .Policyjny kraj , sasiad sasiadowi konfidentem .Cicha kontrola zza firanek- zle zaparkowal auto …zle ustawil kosz na smieci buuuuuuuu Masakra zaciagniete zaluzje a tu lato 36C Dzien sie konczy w malych miastach osiedlach o 18:00 Potrzebuja instrukcji do wkrecenia zarowki ….zero wlasnej inwencji itd .itp.Nieeeeeeeeeeeee
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Myślę, że wiele zależy od relacji w najbliższym otoczeniu. Z tego, co piszesz, Twoje doświadczenia nie są zbyt pozytywne…
Pozdrawiam! Dominika
Jesli chodzi o kwestie " das ist nicht Meine Aufgabe" mam zupełnie inne zdanie. Setki razy spotkałam sie z niestandardowa pomocą Bawarczyków. Natomiast we Wrocławiu w słynnej poniekąd kawiarenio- cukierni WITAMINKA zamówiłam lody 4x i jedes kawe. Na kawe trzeba bylismy czekac wiec wyszłam do rodziny z lodami, bo warto jeść póki zimne (najmniejsze kulki jakie w życiu widziałam! )
Za chwile wychodzi z knajpki zatrudniona pani, klepie mnie w ramie i mówi: kawa na panią czeka. Proszę sobie odebrać! Ja w szoku zdołałam ja zapytać, dlaczego, skoro i tak do mnie wyszła, mi tej filiżanki nie doniosła, … " TO NIE MOJE OBOWIĄZKI" i tyle ba temat. Jak wspomniałam o tym paniom przy kasie, to spojrzały na mnie jaka UFO…
I tyle na temat!
Ho ho! Ostatnio siedziałam w Polsce z dziećmi w takiej mini kolejce czekając na przejażdżkę. Obok mnie MATKA POLKA z 2 letnia córunia, która mało zainteresowana pociągiem ciagle z tego wysiadała. W końcu wpadła w inna matkę i upadła lekko na pupcie. Matka i ojciec podbiegli z krzykiem (sic!) do zdziwionego dziecka i ogromnie zbulwersowani, obrzucili matkę groźnymi spojrzeniami i fuknieciami opuścili ciuchcię z głośnym komentarzem " idziemy stad" Zaczęłam sie tak głośno smiac, ze aż głupio, ale cóż tak bywa! Wszędzie!
He he, nic dodać nic ująć… Sztywni jak pal, niemiecki Ordnung, klapki na oczach i widok stąd… dotąd. Ale zdarzają się, Gott sei Dank, i wyjątki. Pozdrawiam. ?
Zgadzam sie z wiekszością punktów, oprócz dialektów. Fascynuje mnie ich bogactwo i przywiązanie np bawarczykow do ich języka. Generalnie swietnie sie czuje w Bawarii bo ich mentalność zdaje mi sie w wielu punktach bliska polskiej. W przeciwieństwie do wielu Niemców, rozumieją ironię! Odwiedzają sie spontanicznie! Wiedza jak imprezować, sa wierzący ale w przeciwieństwie do nas,nie dogmatyzuja, dbają i pielęgnują tradycje…
ALE… Szalenie brakuje mi typowej polskiej SOLIDARNOSCI JAJNIKÓW – Koleżanek i przyjaciółek, ktore sa po prostu babkami jak ja imige z nimi rechotać przez północy, omawiać WSZYSTKO imiec świadomość, ze nie zdają z tego relacji mężom :)))
Również mieszkam na Bawarii i mogę się zgodzić w 100%!
Pozdrawiam ?
Ich muss ehrlich sagen, dass ich sehr die deutsche/ westeuropäische Anrede bevorzuge.
Ich möchte mit meinem Nachnamen angeredet werden und NICHT mit meinem Vornamen. Das ist in den Niederlanden, England & Frankreich genauso. "Mijneer de Bakker, mag U even de door openen-?", "Mr. Baker, would you please open the door-?", "M. Dupont, voudriez-vous ouvrir la porte, s.v.p.?". Immer wird man mit dem Familiennamen angesprochen. So auch im Deutschen: "Herr Becker, würden Sie bitte die Tür öffnen-?" Ich heiße nicht "Herr Joachim" oder sonstwas.
Es gibt das Sprichwort: When in Rome, do as the Romans do. Also, wenn die Polen "Pani Kasia" oder was hören möchten, dann bitte in Polen.
In förmlichen Unterredungen wird übrigens auch in Kroatien mit dem Nachnamen angeredet:
"Gospodine Pekar …". Die Polen sind da relativ allein.
Gruß,
Mister Baker
hihihi 🙂
Tym motorniczym, szczególnie z bawarska kluchą w gardle rzadko wychodzi wyraźne "Bitte zurückbleiben!". Ja tam zawsze słyszę "Bytecübla" 😀
Cześć Agato! Ta nazwa dziwactwa jest trochę prowokacyjna, ale tylko trochę 🙂 Wiele rzeczy nas często dziwi po przyjeździe do danego kraju, a po jakimś czasie przestaje dziwić, a nawet przyzwyczajamy się do nich. DO tych pięciu wymienionych przeze mnie powyżej nadal trudno jest mi się przyzwyczaić 😉
Pozdrawiam, DOminika
Witam wszystkich. Nie bardzo rozumiem czemu ma służyć ten Bolg…Jestem w Niemczech od niedawna. Faktycznie maja swoje manie, zwyczaje, naleciałości. Ale nie rozumiem czemu narzekacie? To Wy przyjechaliście do tego kraju i albo to zaakceptujecie albo zawsze możecie wrócić do Polski. Może spójrzcie na to z innej strony. Każdemu obcokrajowcowi może sie nie podobać nasza metalność i obyczaje. A jeśli chodzi o dialekty to czy w Polsce ich nie ma? Rozumiemy sie wszyscy w Polsce? A gdzie gwara śląska, poznańska, kurpiowska, kaszubska? I proszę mnie zrozumieć, ja nie bronię Niemców. Po prostu uważam, że największą przywara Polaka jest narzekanie!!! W jakim kraju by się nie zanalazł a najbardziej we własnym!
Witaj,
Gratuluję ciekawego wpisu 🙂 Pod wszystkimi niemieckimi dziwactwami, które uprzykrzają życie w Niemczech podpisuję się rękami i nogami 😉 Chciaż nie zawsze są to dziwactwa, a raczej niemiecki sposób bycia.
Przesadny formalizm (mówienie do siebie per pan/pani i po nazwisku nawet do kolegów w miejsu pracy), konieczność posiadania papieru na wszystko (zawsze się zastanawiam, gdzie te sterty dokumentów trzymać później w domu – pomału chyba muszę przerobić piwnicę na archiwum!), dystans pomiędzy sąsiadami, punktualność co do jednej minuty, po kilku latach mieszkania w Monachium mnie już nie dziwią. Dodałabym jeszcze jedną cechę, jaką jest poprawność, która w pewnych sytuacjach zakrawa o dziwactwo. Mam wrażenie, że tutejsi mieszkańcy rodzą się z tą cechą. O pewnych tematach się po prostu nie rozmawia, spraw nie komentuje, pewnych słów nie wymawia (mam na myśli przede wszystkim kontekst emigracji, religii, orientacji, polityki).
Pozdrawiam!
https://shallwegooutside.wordpress.com/
Szanowny Anonimie, naturalnie masz w tym wszystkim trochę racji, jednakowoż przy okazji narzekasz na to, że inni narzekają 🙂 Nikt przecież nie pisze, że jest mu tu jest źle. Każdy kraj, anwet tak perfekcyjny jak Niemcy ma swoje obyczaje, zasady, dobre i złe strony – nie odbiera nam to jednak możliwości podzielenia się krytycznymi uwagami. O ile wiem, Dominika w 95% dzieli się z nami swoimi pozytywnymi spostrzeżeniami, przy czym 5 procent zostawiła sobie na ten mniej idealne detale. Takie, na które można sobie czasem właśnie ponarzekać 🙂
Witaj Anonimie, ku mojemu wielkiemu szczęściu, wyręczył mnie w odpowiedzi na Twój komentarz Maciej, za co mu jestem b. wdzięczna. Nic dodać, nic ująć – oprócz tego jednego wpisu mój blog jest jedną wielką pochwałą życia w Niemczech. A cech narodowych nie da się tak łatwo pozbyć 😉
Witam wszystkich serdecznie
Cieszę sie ze mogłam przeczytać Państwa opinie. Pracuje w niemczech od tygodnia i nie mogę zrozumieć zachowania kolegów w pracy. Jeden dzień Są mili sympatyczni a na drogi jakby Ciebie nie znali. Czasami zdarza sie ze przywitają sie serdecznie a innego dnia nie. Ciężko mi zrozumieć takie zachowanie. To mnie bardzo irytuje 🙂
Kazdy ma lepszy i gorszy dzien – to zachowanie to akurat chyba kwestia indywidualna. Ratowanie sie usmiechem pomaga w kazdej sytuacji 🙂
Pozdrawiam!
Wraz z mężem Polakiem mieszkamy od siedmiu lat w Niemczech i nigdy nie spotkałam się z powyższymi przykładami. Gdy z sąsiadami Niemcami jade na zakupy, to nie dość, że zawsze sąsiad, jako mężczyzna przepuszcza mnie w drzwiach, to jeszcze nosi za mnie fotelik z dzieckiem. Poza tym wszyscy zwracają sie do siebie po imieniu. Nigdy nie słyszałam, by zwracali się po nazwisku. Do tego w wielu sprawach byli nam pomocni. Gdy mieliśmy problem z budową kotłowni i innymi sprawami. Zawsze chętni są, by pomóc nam w zalatwieniu spraw. Uzyczaja swoich narzedzi, zawioza do sklepu, czy nawet zrobia zakupy. Nie wiem, czy to kwestia regionu, ale powyzszy artykuł jest mi zupełnie obcy. Dla mnie problemem jest brak twarożku. Uwiebiam polskie domowe ruskie pierogi, a w mojej okolicy nie ma sera bialego. Dziwi mnie tez zwyczaj dodawania natki z matchwi do rosolu i brak zupelny, lub zawrotna cena korzenia pietruszki. Do 7€ za 10 dag. A i tak sporadycznie mozna ja kupić.
Cześć Dagmara, fajnie że u Ciebie w okolicy tyle pozytywnych przykładów dobrego sąsiedztwa! Myślę, że w wielu przypadkach jest to indywidualna sprawa, a ja pisząc taki artykuł muszę trochę różne sytuacje uogólnić. Często mam też na myśli nie tylko prywatne sytuacje, ale również relacje w kontekście biznesowym. Tutaj też obowiązują troszkę inne reguły.
Brak pietruszki rzucił mi się również w oczy – pogodziłam się z tym, że robię rosół bez niej lub czasami używam zamiast tego warzywa pasternaku. W niektórych sklepach dołączany jest do włoszczyzny na zupę.
„Jak przyjeżdżam do Polski, to cieszę się z małych gestów, którym w Niemczech nie zaznaję. Lubię, kiedy mężczyzna przepuści mnie w drzwiach, ustąpi miejsca, podniesie zgubioną rękawiczkę. I nie chodzi o równouprawnienie, ale o zwykłą ludzką uprzejmość! W Niemczech te gesty są archaiczne i w zdecydowanym zaniku”
Pff.. a mnie właśnie denerwują te polskie gesty, bo wiem, że są tylko na pokaz i nie mają totalnie nic wspólnego z szacunkiem!
Zwykła ludzka uprzejmość to np. dzielenie się w domu obowiązkami, gdy obie strony pracują. Wolę to niż kurtuazyjne puste gesty.
Myślę, że jedno drugiego nie wyklucza – można otwierać kobiecie drzwi i dzielić się z nią obowiązkami w domu. Jeśli mogłabym wybierać, wolałabym oba te gesty 🙂 Ale masz rację, że codzienność w domu często wygląda inaczej, niż „kurtuazyjne” gesty okazywane na ulicy.
Oj ależ się naczytałam lektury do podusi.
A ja powiem tak, każdy ma z was troszkę racji.
Niestety Polacy mają również baaardzo wiele brzydkich nawyków.
W każdym zakątku Świata znajdziemy pozytywne zachowania i negatywne.
To tylko nasz wybór czy to akceptuje czy też nie bardzo się z czymś zgadzam.
Jestem również w tym Germańskim zakątku jakiś już czas /a najbardziej przeszkadza mi ta Niemiecka paskudna zarozumialisc, wywyzszanie się, obłudy, fałszerstwo i odbijające swiergotanie w słuchawce jak robisz termin do lekarza. Poza tym wypowiedzenie zwrotu Jak,, Ich lieb dich’ brzmi tak sucho i bez wyrazu, że chyba na miejscu zakochanych powinni od małego uczyć się wyrazania tego zwrotu w każdym innym języku byleby nie swoim.
O tak, każdy naród ma swoje zalety i przywary. Zależy jak na to spojrzeć. Ja mam męża Niemca i nie czuję w zwrocie „ich liebe dich” nic dziwnego, bo wypowiadany jest on do mnie czule. Także zależy do wiele od kontekstu i osób, które znamy.
Co mnie w Niemcach odraza, to fakt, ze prawie kazdy Niemiec to „Blockwart”. I ich sklonnosc do wymaganie na wszysto ” Berechtigungsschein” albo przynajmniej „Unbedenklichkeitsbescheinigung”. No i oczywiscie ich delektowanie sie Nazi przeszloscia. „Im wiecej czasu przeszlo od wojny, tym bardziej wzrasta ich walka przeciwko Nazis”. Juz Churchil mowil, ze Niemcow ma sie albo przy szyi, albo przy bucie.
Czego w Polsce nie lubie , to tego „spoufalania sie”. Z Barbary Rotfeiler robi sie : „pani Basiu” albo „pani Basienko”. Nawet jak sie nie znamy. Niemiecka forma bardziej mi odpowiada „Pani Rotfeiler”! Ale moze musze dodac, ze do 60. urodzin mi nie brakuje duzo.
A to jest właśnie ta cecha, którą sobie w Polsce cenię. Na tej podstawie można wnioskować, jaki jest stopień zażyłości między mną a rozmówcą i odbierać więcej emocji. To zupełnie wyjątkowe, w niewielu innych językach jest taka ilość zdrobnień 🙂
Co ty gadasz kobieto, po co robisz click baity ? Takimi tytulami chcesz sobie nabijac wyswietlenia na blogu? bardzo slabo… nie warto mieszkac w niemczech bo pukaja w stol? serio? co kraj to obyczaj co w tym zlego? wzielas sobie meza szwaba i szukasz polskich facetow? no wybacz, inna kultura to i faceci inni. chcialas niemca? masz. Dialekty, sa ciezkie dla obcokrajowca ale sami je mamy, nie tyle ale mamy, ktos kto uczy sie polskiego np. taki niemeic uwierz, ze nie zrozumie gorala. Po nazwisku? Pracuje od 3 lat w Niemczech, obecnie w drugiej firmie i jeszcze nikt nigdy nie wolal mnie po nazwisku, widocznie tak cie lubia za granica 🙂
Drogi Komentujący, zdaje się, że wpadłeś tu przypadkowo i nie wyczułeś celowej ironii, która w moim artykule dominuje. Uważny, inteligenty i bystry Czytelnik wie, że artykuł pisany jest z przymrużeniem oka, a podane powody są tylko zachętą do dyskusji o tym, co nam w miejscu zamieszkania przeszkadza. Załączone zdjęcia pokazują piękno przyrody i niemieckich miast i kontrastując z tekstem, sugerują jednocześnie odpowiedź na pytanie, czy faktycznie NIE warto żyć w Niemczech.
Zresztą nie czuję, że muszę się tłumaczyć, bo to jak wyjaśnianie dowcipu. Ten kto ma potencjał, zrozumie bez dodatkowych przypisów. Życzę Ci dalej fajnego nastawienia do życia i ludzi, dobrych koleżanek i kolegów w pracy, no i niezłomnego poczucia humoru 😉
To dlaczego nikt nie wróci do kraju jak się nie podoba?
Nikt tu nie twierdzi, że się nie podoba i że chce wracać. Chodzi o zauważenie różnic i próbę zmierzenia się z nimi. Proszę nie sprowadzać dyskusji do takiego banalnego poziomu, zupełnie nie o to w tym artykule chodzi! Uważni czytelnicy mojego bloga, opierający się na intelektualnych wartościach, czują zawartą tu ironię i puszczanie oka…
Jest tego trochę.. ? na przestrzeni 7 lat widzę też zalety ich mentalności. A że przez prawie 6 lat mieszkaliśmy w dawnym zach. Landzie. Po przeprowadzce do Poczdamu. Poznajemy mentalność i różnice w Brandenburgii.
Zachodni Niemcy są kwaśni. jak tylko odmówisz czegoś np mam inne plany. Natychmiast. Pojawia się kwaśny dziubek. Im ma pasować i to ty się dostosuj. Nie są elastyczni i empatyczni. I kolejna cecha np na kursach niemieckiego. Kończysz szczęśliwie kurs z super wiedzą. Dumnie chcesz zaprezentować zdolności językowe. Nowa praca: i co nic nie rozumiesz. Bo nikt na kursie nie uczy języka potocznego.
No z tymi dialektami to rzeczywiście jest ciężko, zwłaszcza przy licznych przeprowadzkach. Ale myślę, że znaczna część Niemców, zwłaszcza w kontekście biznesowym, stara się używać Hochdeutsch, co ułatwia kontakty 🙂
Dziubka nie zauważyłam, ale myślę, że to niezadowolenie wynika z nastawienia się na efekt. Chcę coś osiągać, dążę do tego i to ma się spełnić. Wszelkie odstępstwa są widziane jako utrudnienie w osiągnięciu celu. Społeczeństwa wschodnioeuropejskie są bardziej empatyczne, również w kontekście biznesowym. Powodzenia życzę Agnieszko! 🙂
Witam serdecznie,
świetny post i cieszę się że mogłam taki temat znaleźć w sieci bo po raz pierwszy czuję się wreszcie zrozumiana, ile ja tutaj przeszłam z tymi Niemcami (wiele długich lat tutaj mieszam)
Również świetne komentarze, z życia wzięte, pomagają poczuć się trochę lżejszym.
Mnie osobiście, w życiu codziennym czy to w pracy czy też z niemieckimi znajomymi albo choćby w sklepie, najbardziej denerwuje niemiecka perfekcyjność. Każdy błąd zostanie ci wytknięty na miarę przyszłościowej 3 wojny światowej.
Po prostu duszę się tym poukładanym życiem.
Nie wiem czy z tym Perfektionismus tak jest tylko w północnych Niemczech??? ( 70 km od Hamburga)
Potrzebuję często zamknąć sobie drzwi i nie oglądać ich niemieckiej twarzy wyrażającej niezadowolwnie. Życie trochę podobne do więzienia. Es geht nicht anders.
?
Pozdro
Cześć, dzięki za komentarz. Myślę, że wiem, co masz na myśli, znam jednak wielu Niemców, którzy są dosyć chaotyczni i aż tak się wymyślonym perfekcjonizmem nie przejmują. To poczucie porządku jest jednak głęboko zakorzenione w tutejszej kulturze i Niemcy nie zwracają uwagi, żeby komuś zrobić przykrość, tylko uważają, że to ich obowiązek. Aby wszystkim żyło się lepiej 🙂 Ale oczywiście zdaję sobie z tego sprawie, że to lepiej często znaczy po prostu „po mojemu”… Ważna znaleźć dla siebie jakieś oazy, gdzie można czuć się dobrze i nie przejmować się innymi 🙂 Powodzenia!
Co do tego pukania w stół to chyba wywodzi się z pragermańskich czasów ukazanych w filmie „Undergang” o ostatnich dniach Hitlera.. 🙂
Tak? Nie znałam tej historii. Film widziałam dawno temu i nie pamiętam tego wątku. Przy okazji nadrobię. Dzięki.
Mnie tam w Niemczech przez 30 lat nie spotkało tyle złego, co w Polsce w przeciągu 3 lat.
Kiedy pracowałem w Polsce, również zwracano się do mnie: Panie Wysocki. Nie widzę tu żadnych różnic.
Koledzy w pracy zwracają się tutaj do mnie per Christoph ( niemiecka forma od Krzysztof- dla Niemca nie do wypowiedzenia),
tak jak i ja do szefa mówiłem Michael czy do koleżanki Krista.
Polską solidarność tutaj przeżyłem bardzo negatywnie. Gdy byłem jeszcze na azylu w Heimie, Polacy
kablowali na policji kolegów pracujących na czarno i… przejmowali ich robotę!
Niemcy policyjnym państwem!?
Śmiechu warte: nigdy w Polsce nie spotkałem się z taką uprzejmością funkcjonariusza na służbie jak w Niemczech.
Stukanie w stół jest pięknym obyczajem, który na pewno nie jest gorszy od klaskania w Polsce- jak na przykład
przyklaskiwanie wszystkiemu, co powie polski kościół katolicki. System niemiecki jest o niebo zdrowszy od polskiego,
ponieważ politycy nie dają się wodzić za nos sukienkowym. W Polsce katopis tak zdominował i skłócił naród, że mimo
tęsknoty do rodzinnych stron, póki co nie kwapię się do powrotu.
Szablonowe wypowiedzi na temat sztywniactwa Niemców , ich braku „dżentelmeństwa” i ich wywyższania się, to w moich oczach bzdury.
Jeśli już jesteś z kimś zaprzyjaźniony, nie ma mowy o sztywniactwie.
U mnie w pracy Niemcy zwykle przepuszczają panie przed sobą. Poza tym kobiety w Niemczech są szanowane- także
dzięki temu, że same zdołały się wyemancypować. Niemka w ciąży otoczona jest opieką państwa i ma prawnie zagwarantowany
powrót do pracy po okresie macierzyńskim. W Polsce- o ile wiem- ciąża oznacza dla kobiety koniec kariery zawodowej.
Poza tym w Polsce (jak i w krajach arabskich) przedstawiciele obowiązującej religii głoszą, że mąż jest od tego, by bić nieposłuszną
żonę- coś takiego w Niemczech jest nie do pomyślenia.
Niemcy się wywyższają?!
A kto uratował setki tysięcy dzieci przed śmiercią od bomb Asada i Putina?
Niemcy są po prostu otwarci na świat, czego dowodzi ich polityka.
Pewna polska polityk, pani Beatka, jasno wyraziła otwartość Polski na świat: – Nie przyjmiemy nawet jednego Araba!
Niemcy się wywyższają!?
A kto bredzi nonstop, że jest narodem wybranym i jedynym ratunkiem dla chrześcijaństwa na świecie i dla Europy w ogóle?
Polska oczywiście! Jest wybrańcem Pana Boga i jedynym suwerennym i PRAWDZIWIE demokratycznym krajem!
Jakże by inaczej: w żadnym przecież innym kraju nie egzekwuje się tak sumiennie boskiego przykazania „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego”, jak w Polsce – miłującej wszakże wszystkich ludzi tego świata – czynią to katoliccy chrześcijanie.
Odnośnie do rzemieślników, dialektów czy komunikacji miejskiej- na to samo (mowa trawa hydraulika czy elektryka, nierozumienie Górala bądź Kaszuba oraz chamstwo w autobusach, pociągach, tramwajach) natykamy się w Polsce na każdym kroku.
Najłatwiej krytykować cudze wady, przymykając oczy na własne błędy!
Cześć Krzysztof, dzięki za Twój długi i wyczerpujący komentarz. Nie wiem, czy Twoje uwagi są do mnie, jako do autorki tekstu, czy do innych osób tutaj komentujących. Ale postaram się odnieść do nich tak, jak ja to widzę.
Z mojej perspektywy mogę tylko podkreślić, że mój tekst pisany jest z przymrużeniem oka, staram się nie mieszać polityki do mojego bloga, skupiam się na życiu codziennym w Niemczech. Dobrze się tu czuję, mam wspaniałe kontakty biznesowe i super miłych klientów. Ba, mam przecież niemiecką rodzinę, z którą mam bliskie i ciepłe kontakty. Ale nie oznacza to, że wszystko, co wiąże się z Niemcami, przyjmuję gładko i bezrefleksyjnie. Na moim blogu staram się analizować rzeczy, zdarzenia, zwyczaje, które w jakiś sposób wybijają mnie z rytmu i jakoś tam zaskakują. Nie zestawiam życia w Polsce i Niemczech w sposób bezpośredni, piszę jedynie o różnicach. Każdy musi sam zdecydować, czy owe różnice są na tyle istotne, żeby z kraju wyjechać lub do niego wrócić.
Jeśli o mnie chodzi – nie krytykuję, po prostu zauważam pewne artefakty i je analizuję, mając jednocześnie świadomość różnic kulturowych.
Dużo bym jeszcze dodała. Szczególnie tych starszych Niemców, ci Polaków wręcz nie nawidza i za dziadów maja. Niemcy strasznie lubią się wywyższać, wszystkie biedniejsze narody do jednego worka pakują. Brak mi tez kultury tutaj, te ich głośne kichanie i dmuchanie nosa jak słonie. No i mężczyźni, nic dziwnego, ze Wanda nie chciała Niemca, ale wiecie co niestety Polacy mieszkający w Niemczech są jeszcze gorsi, strasznie zazdrośni jak któryś sobie lepiej poradził, zajmują die tylko płotami i zlozyczeniem rodakowi.
Ja jestem Pani Dominika, nie Wanda, no i Niemca chciałam 🙂 Podobnie, jak wiele innych Polek 🙂 Myślę więc, że takie uogólnienia są trochę nietrafione. W komunikacji dot. Polaków i Niemców staram się unikać kalek językowych, bo zwykle są krzywdzące i opierają się głównie na stereotypach.
Mój artykuł miał właśnie na celu polaryzację tematu i przejście ze stery uogólnień do konkretów, a jednocześnie pokazanie, że mimo pewnych niedoskonałości, wszędzie można czuć się, jak w domu 🙂
Akurat nie do końca się zgadzam.
W rejonie gdzie ja mieszkam wszyscy mówią po imieniu W pracy itp.
Gdy dzwoni telefon nie przedstawiają się nazwiskiem.
Co do uprzejmości to tutaj w Niemczech na każdym kroku ją doświadczam nie to co w Polsce.
O pukaniu w stół nigdy nie słyszałam.
A co do dialektu, no cóż w Polsce również są ?
To dobrze, że się nie do końca zgadzasz, bo właśnie w ten sposób pojawia się najbardziej ciekawa dyskusja. Oczywiście, że nie wszędzie i nie zawsze przedstawione przeze mnie punkty się sprawdzają – po prostu podaję przykłady z mojego życia i prowokuję do rozważam. Nie mam wyłączności na jedyną prawdę 🙂
Jesli czujecie sie tacy NIESZCZESLIWI W NIEMCZECH TO WRACAJCIE DO MIODEM PLYNACEJ PISOWSKIEJ POLSKI
Wiesz, bardzo nie lubię tego stwierdzenia: „Nie podoba ci się, to wracaj, skąd przyszedłeś”. Ono zakłada, że trzeba wszystko przyjmować jako wspaniałe, zachwycać się i broń Boże krytykować. A ja uważam, że również jako „przybysz” mogę coś skrytykować lub zaznaczyć, że coś mi się nie podoba. I wcale to nie znaczy, że chcę lub muszę wracać. Po prostu zauważam różnicę, porównuję do mojego kanonu tego, co fajne lub nie i idę dalej 🙂
Mieszkam od 20 lat w Niemczech i jestem bardzo zadowolona i szczęśliwa bo to bardzo kulturalny kraj . A to że nie ma tu Gentelmenów to nie prawda , może tobie jeszcze żaden mężczyzna drzwi nie otworzył i pierwszą nie przepuścił jako księżniczki ? Ja spotykam się z tym bardzo często , to że pękają w stół to ich kultura ,każdy kraj ma swoją kulturę , dziwi mnie to , że Ci takie rzeczy przeszkadzają ??
A owszem, przeszkadzają – każdy z nas ma inne odczucia, także nie ma co się dziwić, bo świat jest różnorodny 🙂 Gdybyśmy wszyscy patrzyli na świat tak samo, to byłoby strasznie nudno, nie uważasz?
Ja też jestem zadowolona z mieszkania i życia w Niemczech, o czym wie każdy Czytelnik mojego bloga – a ten artykuł jest napisany przewrotnie i bystre oczko dostrzeże w nim ironię. We wszystkich innych moich wpisach wyraźnie piszę o sympatii do Niemców i non stop ich za coś chwalę 😉
A księżniczką czuję się na co dzień, bo mieszkam w domu z trzema Niemcami, których sama wychowałam, więc też nie narzekam.