Gosię – mamę Christiana (15), Juliana (8) i Jonasa (2) – poznałam w 2012 roku na zajęciach polskiej grupy zabawowej prowadzonej przez nią w instytucji Elly Heuss Knapp. Lubiliśmy z Synkiem chodzić na te zajęcia, bo oferowały ciekawy program edukacyjny, o kontaktach z innymi Polkami i ich dziećmi nie wspominając. Do tego Gosia ma bardzo przyjemny głos i chętnie uczyliśmy się z nią śpiewać nowe piosenki, wspólnie powtarzać wierszyki-masażyki i podskakiwać w rytm znanych i nieznanych polskich melodii. Grupa ta została założona w 2009 roku. Na sam pomysł wpadła kierowniczka „Elly”, która zaobserwowała rosnącą liczbę polskich uczestniczek innych kursów, oferowanych w tym miejscu. Wcześniej Małgorzata prowadziła tu inne zajęcia po niemiecku, tzw. Mutter-Kind-Gruppe, skierowaną do mam z małymi dziećmi. Ta polskojęzyczna grupa zabawowa funkcjonuje już więc 5 lat i mimo, że obecnie prowadzi ją kto inny, nadal cieszy się dużym powodzeniem. To na pewno duża zasługa autorki tych zajęć, ponieważ udało jej się stworzyć dobre fundamenty i miłą atmosferę, w której spotykały się polskie mamy z dziećmi, mieszkające w Monachium. 

Gosia jest z wykształcenia pedagogiem. Jej zdolności muzyczne potwierdza ukończony kierunek studiów na Uniwersytecie w Opolu: pedagogika oświatowo-artystyczną ze specjalizacją muzyczną. Dodatkowym kierunkiem była psychologia między innymi rozwojowa dzieci. To właśnie podczas studiów poznała swojego przyszłego męża – razem śpiewali parę semestrów w akademickim chórze. Później mąż wyjechał do Bawarii, aby ukończyć studia. Nasza para przez jakiś czas prowadziła związek na odległość, jednak po obronieniu pracy magisterskiej i zajściu w ciążę, Gosia przeniosła się na stałe do Monachium.

 
Nie mówiła jeszcze wtedy dobrze po niemiecku i od razu po narodzinach pierwszego syna postanowiła rozpocząć kurs językowy. Kiedy Christian skończył 5 miesięcy, zaczęła chodzić na wieczorowy kurs językowy. W tym czasie mąż zostawał w domu z synkiem. Gdy mały skończył 2 lata, zapisała się na intensywny kurs języka niemieckiego do Volkshochschule – do szkoły, która w czasie zajęć oferowała dodatkowo opiekę nad dzieckiem. Tzn. mamy uczyły się, a dzieci pozostawały w tym czasie pod opieką wyspecjalizowanego personelu. W tym czasie Gosia sama już zaczynała myśleć o powrocie do pracy – marzyła o tym, by pracować w swoim zawodzie, czyli z dziećmi. U kierowniczki Kinderhaus MVHS dowiedziała się, na jakich zasadach odbywa się rekrutacja pracowników. Złożyła potrzebne dokumenty  i już wkrótce została zaproszona na rozmowę kwalifikacyjna i hospitację, po której podpisała umowę o pracę. Małgorzata rozpoczęła swoją karierę wychowawczyni od jednego popołudnia W tym czasie mąż przejął opiekę na Christianem, bo szczęśliwym trafem losu miał wolne. Oprócz tego zawsze motywował żonę: „Kiedyś musisz zacząć, nawet jeżeli będzie to tylko jedno popołudnie”. A z tego jednego popołudnia zrobiły się wkrótce dwa dodatkowe przedpołudnia (wtedy zabierała synka ze sobą). 
 
Po kilku miesiącach udanej współpracy zaproponowano Gosi osobne stanowisko, mianowicie prowadzenie działu opieki nad dziećmi w nowo otwartej filii Kinderhaus przy Schwanthalerstr. Ponieważ Christian miał już trzy lata i mógł pójść do przedszkola, przyjęła propozycje pracy w tej instytucji i podpisała umowę na cały etat. W tym czasie do Monachium przybyło mnóstwo uchodźców, często rodzin z małymi dziećmi, z terenu Iraku, Iranu i Syrii, gdzie trwał konflikt narodowowyzwoleńczy. MVHS i Sozialreferat dofinansowane ze środków Unii Europejskiej podjęły się organizacji kursu dla mam z tych regionów, mającego na celu przystosowanie ich do życia w tutejszej kulturze, naukę języka niemieckiego oraz zdobycie zawodu. Gosia przez kolejne 2 lata współprowadziła ten projekt, zajęła się zarówno opieką nad dziećmi, jak i wspólnymi zajęciami Mutter-Kind-Sprachkurs. I mimo, że projekt bardzo jej się podobał, była to niezwykle intensywna i odpowiedzialna praca, często ingerująca w życie prywatne. Kobiety, które przyjechały do Niemiec, miały za sobą traumatyczne przejścia i przeżycia. Po tym, jak nabyły zdolności komunikowania w języku niemieckim oraz zaufania do Europejki, miały potrzebę podzielenia się nimi. Gosia słuchała tych smutnych i nierzadko tragicznych historii, czuła się bezsilna, że nie może pomóc potrzebującym mamom (terapeuci i psycholodzy nie byli przewidziani dla uczestniczek projektu językowego!).
 
Małgorzata zaczęła się rozglądać za nowa praca. Wkrótce przyszło zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną w prywatnej szkole podstawowej na południu Monachium. Warunki były optymalne. We wrześniu 2003 roku rozpoczęła prace w tej szkole na pełnym etacie jako pedagog i wychowawca 3 klasy. W ramach swoich obowiązków mogła również prowadzić rytmikę oraz projekty teatralne, czyli to, co było jej głównym punktem zainteresowań. Praca była świetna, Gosia miała dużo swobody i możliwości ciągłego rozwoju (seminaria, dni pedagogiczne, kontakt z innymi szkołami na terenie Bawarii), jednak po ciąży z drugim dzieckiem okazało się, że powrót na pół etatu nie będzie możliwy. A z dwójką dzieci nie chciała i nie mogła sobie wyobrazić  pracy na cały etat.
 
Zaczęła myśleć przyszłościowo, często wieczorami albo na weekend brała udział w różnych dodatkowych kursach i szkoleniach. Aby nie wyjść z „wprawy zawodowej” i mieć nadal kontakt z żywym językiem, prowadziła wiele grup, często międzynarodowych, dla mam z dziećmi lub samych dzieci. Zaczęła współpracować z Sozialreferat, poznawać coraz więcej ciekawych osób i miejsc.
 
Kiedy drugi syn Julian miał ok. 2 lat, lekarz dziecięcy skierował rodzinę do Schwabinger Krankenhaus: chłopiec miał podejrzenie raka krwi. Gosia spędziła z synem długie godziny na oddziale onkologii – cały ten okres wspomina jako największy koszmar, przepłakane i bezsenne noce. Dopiero po kilku miesiącach okazało się, że złe wyniki krwi świadczyły o zaburzeniu toksykologicznym organizmu, czyli po prostu bardzo silnych alergiach. Ponieważ chłopiec był słaby i często chorował, postanowiła pomyśleć o jakiejś alternatywie dla swojej ścieżki zawodowej.

Starszy syn Christian często przyprowadzał do domu swoich kolegów, drzwi się po prostu nie zamykały, zainicjowała więc z mężem grupę sportowa „tylko dla chłopaków”. Grupa cieszyła się wielkim powodzeniem nie tylko u dzieciaków, ale także u zapracowanych tatusiów, którzy spontanicznie zaczęli brać udział w niedzielnych meczach piłki nożnej. W tym okresie chodziła z Julianem na grupę muzyczną do wspomnianej już instytucji „Elly”, zobaczyła tam ulotkę o naborze na kurs dla przyszłych Tagesmutter. To zainspirowało ją do odbycia dalszych kwalifikacji w tym kierunku i rozpoczęcia własnej działalności jako Tagesmutter właśnie. Jednocześnie popołudniami prowadziła w „Elly” kurs dla mam z dziećmi – najpierw zajęcia po niemiecku, a od 2009 r. polskojęzyczną grupę zabawową, o której była mowa na początku artykułu.
 
Początkowo ta polska grupa odbywała się w jedną sobotę miesiąca. Ponieważ jednak cieszyła się dużym powodzeniem, Gosia zdecydowała się uruchomić dwie kolejne grupy. Zajęcia te prowadziła do 2012 roku, kiedy to poinformowała kursantki o swojej kolejnej ciąży. Mimo to – znowu za namowa kierowniczki instytucji – na krótko powróciła do prowadzenia zajęć, tworząc kolejną grupę, tym razem dla niemowlaków, „Idzie raczek nieboraczek”. Jednak nadmiar obowiązków i konieczność zabierania malutkiego Jonasa na te zajęcia spowodowały, że dalej przekazała pałeczkę prowadzenia kursu.
 
Jako Tagesmutter pracuje już 6 lat. Obecnie w grupie, którą się opiekuje, ma swojego 2-letniego synka Jonasa oraz dwoje innych dzieci. Pracuje od poniedziałku do czwartku w godz. 8:15 – 15:30. O 15:45 jedzie po średniego syna Juliana do szkoły. Nadal współpracuje z Jugendamt, chodzi na wszystkie niezbędne szkolenia i zdobywa kolejne kwalifikacje.
 
Jakie ma plany, kiedy Jonas pójdzie do przedszkola? Na pewno nie będzie stała w miejscu! Cały czas szuka, informuje się w internecie, patrzy, gdzie brakuje wykwalifikowanego personelu. Zastanawia się, jak mogłaby wykorzystać zdobytą na studiach wiedzę i doświadczenie z różnych firm, w których do tej pory pracowała. Kiedyś chodziła jej po głowie myśl o polsko-niemieckim przedszkolu. Może kiedyś wróci do tego pomysłu? Czasami wracają sentymenty tego, co robiła kiedyś na uniwersytecie. Może więc zajmie się pracą badawczą w odpowiednim instytucie w Monachium?
 
Zawód Tagesmutter dał Małgorzacie możliwość bycia ze swoimi dziećmi przez pierwsze trzy lata ich życia, a jednocześnie pozostania aktywnej zawodowo. Mamom, które zastanawiają się, czy nie wybrać dla siebie tej ścieżki kariery, radzi, aby przeanalizowały następujące fakty: 
– trzeba lubić dzieci i pracę z nimi
– 7 kroków prowadzi do uzyskania kwalifikacji m.in. udział w płatnym kursie: Münchner Qualifizierungsprogramm  für Tagesbetreuungspersonen 
– dość dobra znajomość języka niemieckiego jest niezbędna, gdyż po każdym bloku programowym jest  ustny referat, prezentacja własnego konceptu i egzamin końcowy w formie pisemnej (Ukoronowaniem wysiłku jest „Bundeszertifikat”)
– Tagesmutter pracuje na własny rachunek, co oznacza, że z tego, co zarobi, musi sama opłacić sobie ubezpieczenie, składki emerytalne itp.
 
I jeszcze jedna ważna rzecz, o której nie należy zapominać: Tagesmutter ma swoje miejsce pracy u siebie w domu, nie jest anonimową osobą, o której rodzice niewiele wiedzą. W tym wypadku rodziny mają wgląd w stan kuchni, łazienki, pokoi i ogólnie rodzinnych sytuacji. No i trzeba mieć partnera, który to akceptuje i któremu taki charakter pracy nie przeszkadza.
 
Ponieważ Gosia pracuje na własną rękę, nie marzy o powrocie do pracy na etacie, chyba że znajdzie coś wyjątkowego. Najbardziej odpowiadałaby jej praca wolnego strzelca przy różnych edukacyjnych projektach. Cały czas szuka nowych wyzwań i jestem pewna, że wkrótce coś dla siebie znajdzie 🙂

 

Gosiu, dziękuję za nasze miłe spotkanie na placu zabaw z naszymi najmłodszymi pociechami 🙂 Oraz za Twój upór w poszukiwaniu zajęcia, mogącego pogodzić własne aspiracje i rodzinne możliwości. Powodzenia!