Poza tym aktywności przeplatane były piosenkami śpiewanymi przy akompaniamencie gitary, co Synkowi szczególnie przypadło do gustu. Oczywiście nie dał rady przy nawlekaniu paciorków i już gdzieś przy drugim koraliku zaczął swobodnie biegać po całej sali, ale nikt na niego krzywo nie patrzył i przede wszystkim nikomu to nie przeszkadzało! Dzieci były w wieku 1-5 lat, więc to normalne, że niektóre bardziej się angażowały od innych. A na sali sami rodzice, więc i stopień wyrozumiałości spory. W każdym razie atmosfera była bardzo przyjemna i swobodna, a mimo to było w tym jakieś sacrum… Myślę, że to dobry start dla tych, którzy chcieliby swoje dzieci przyzwyczajać do takich świętych miejsc oraz stopniowo i łagodnie wprowadzać je w tematykę religijności (spotkanie trwało ok. 35 min.). Następne nabożeństwo za miesiąc i te daty na pewno będą stałym punktem w naszym kalendarzu.
Msza dla dzieci po niemiecku – Zwergerlgottesdienst
Czy chodzicie ze swoimi dziećmi do kościoła? Ja jakoś długo z tym zwlekałam i nie do końca potrafiłam sobie wyobrazić Synka w takiej konwencji, gdzie trzeba dostosować się do pewnych reguł i gdzie często płaczące lub biegające dziecko może po prostu przeszkadzać. Moja pierwsza i ostatnia wizyta z Synkiem w kościele odbyła się w Polsce z okazji jego chrztu, a było to już prawie 10 miesięcy temu! Msze święte rodzinne zawsze kojarzyły mi się z tym, że dzieci stoją blisko ołtarza, że odpowiadają do mikrofonu (czasami nie do końca na temat) na zadawane im przez księdza pytania oraz z tym, że msze te są z reguły krótsze od tych regularnych dla dorosłych. Na pewno są i w Polsce pozytywne, kreatywne przypadki, ale ja po prostu nigdy na taką wyjątkową mszę dla dzieci nie trafiłam.
W ostatnią niedzielę postanowiłam wybrać się z Synkiem na niemiecką „mszę dla skrzatów” w mojej parafii – Zwergerlgottesdienst. Msze takie organizowane są raz w miesiącu w sali parafialnej, podczas gdy w dużym kościele modlą się dorośli. Spotkanie prowadziła siostra zakonna, pomagały jej dwie dorosłe wolontariuszki. Dla dzieci zostały ułożone na podłodze w półokręgu poduszki, dla dorosłych do dyspozycji były krzesła. U zbiegu koła stał mały ołtarz, na którym paliły się dwie świece i stał niewielki krzyż. Również w środku koła paliła się jedna duża świeca, wokół której ułożone zostały obrazki oraz duży drewniany różaniec. Miało to znaczenie dla przebiegu nabożeństwa, ponieważ na tym właśnie spotkaniu dzieci miały za zadanie zrobić swój własny różaniec. Każdy maluch dostał plastikowy kubeczek, w którym znajdowały się małe, drewniane kuleczki. Należało je nawlec na sznurek, przy czym przy nawlekaniu poszczególnych paciorków siostra pokazywała odpowiedni obrazek, wskazujący na konkretną sytuację z życia Jezusa, a przy okazji krótko dodawała coś od siebie. Na koniec nawlekało się również wycięty z tekturki krzyżyk. Dzięki tamu powstał taki różaniec „w pigułce” dla najmłodszych 🙂
Zostaw komentarz