Ewa to kobieta wulkan, tryskająca nie tylko energią i radością życia, ale również innowacyjnymi pomysłami i zawodowym spełnieniem. Do tego mama trzech małych chłopców, prowadząca aktualnie swoje dwie firmy, działające równolegle na polskim i niemieckim rynku. Udziela się na profesjonalnym forum, radzi i wspiera młode kobiety, chcące podjąć własną działalność, znajduje czas na regularne zawodowe pobyty w Polsce. Jak godzi role bizneswoman i spełnionej mamy? Zapraszam do lektury mojej próby dotarcia do fenomenu kolejnej Polki w Monachium!
Ewa Jochheim, Instytut Durkalskiego |
Ewa obecnie mieszka w Niemczech dłużej niż w Polsce – z kraju wyjechała w 1995 roku, czyli mając 18 lat. Chciała tu popracować przez rok jako opiekunka do dzieci i nauczyć się języka, a potem wrócić do Polski i rozpocząć tam studia pedagogiczne. Po tym pierwszym roku zdecydowała się przedłużyć pobyt w Niemczech i tu kontynuować swoją edukację. Nie było to jednak takie proste, gdyż wtedy jeszcze polska matura nie była uznawana, a żeby rozpocząć studia, należało najpierw uczęszczać do Studienkolleg, czyli instytucji edukacyjnej, przygotowującej obcokrajowców do studiowania na danym kierunku. I mimo że w trakcie nauki okazało się, że polską maturą można się już w Niemczech posługiwać, Ewa postanowiła zostać w Studienkolleg, co w kolejnych latach bardzo ułatwiło jej studenckie życie naukowe.
Zaczęła studiować prawo, jednak po pierwszym semestrze przeniosła się na ekonomię polityczną (VWL Volkswirtschaftslehre). Wtedy jeszcze regularnie musiała ubiegać się o nową wizę i prosić o przedłużenie pobytu w Niemczech. Po 4,5-letnich studiach dyplomowych zaczęła pracować w firmach consultingowych, chociaż plan powrotu do Polski był nadal aktualny. Na jednej z praktyk zaproponowano jej pozostanie w firmie i Ewa z zaproszenia skorzystała. Z kolei na After-Work-Party poznała swojego przyszłego męża, no i tak już w Monachium została 🙂
Pracowała dużo i chętnie, nawiązywała nowe zawodowe kontakty, zbierała doświadczenia i orientację na niemieckim rynku. Szok przyszedł, kiedy jej ówczesny szef powiedział: „Pani Ewo, proszę pracować przez 3 dni w tygodniu, a kolejne 2 surfować w internecie”. Ewa pracowała tak dobrze i dużo, że szef miał przez to sam więcej pracy! Wtedy Ewa zdała sobie sprawę, że czas pójść własną drogą i zacząć pracować na własny rachunek.
Założyła swoją pierwszą firmę PolenInvest, specjalizującą się w pomaganiu niemieckim przedsiębiorstwom w inwestycjach w Polsce. Z perspektywy czasu Ewa traktuje ten okres jako sondowanie rynku i zdobywanie doświadczenia na przykładzie pierwszych samodzielnych projektów. Nie obyło się również bez pierwszego rozczarowania, kiedy mimo dobrze zrealizowanego zadania, zleceniodawca nie chciał zapłacić rachunku i trzeba było wejść na drogę sądową, aby otrzymać należne pieniądze.
PolenInvest po jakimś czasie jednak wypaliło się. Rynek inwestowania w Polsce szybko się skończył, a koncerny stać było na zatrudnienie własnego pracownika bez konieczności posługiwania się zewnętrznymi firmami. Wtedy też Ewa poczuła nowy wiatr w żagle i postanowiła iść w kierunku coachingu i szkoleń. Dostała pierwsze duże zlecenie od Volkswagena, zaczęła zawodowo coraz częściej jeździć do Polski i przeżyła duży szok – znała kraj sprzed 1995 r., gdzie zapach komunizmu jeszcze wyraźnie unosił się w powietrzu, a wróciła w 2007 roku do nowoczesnego, znacznie przeobrażonego państwa. Sama podkreśla, że dzięki tym wyjazdom została jakby ponownie spolszczona – przy pierwszych projektach w Polsce brakowało jej specjalistycznych, fachowych słów (np. z całego oprogramowania komputerowego korzystała zawsze po niemiecku), a Polacy na początku traktowali ją jak „Helgę”, która chce wprowadzić niemiecki porządek. Sporo czasu zajęło jej przekonanie do siebie pracowników i pokazanie, że stoi po ich stronie i próbuje im po prostu pomóc. Zrozumiała jednak, że pracując z Polakami, musi uwzględniać kontekst kulturowy, co nie jest do końca łatwe, nie mieszkając w Polsce na stałe. Dlatego też Ewa cały czas dba o swoje słownictwo, stara się być na bieżąco w różnych dziedzinach, podtrzymuje polskie kontakty, aby być w swojej dziedzinie autentyczną.
Nasza bohaterka czuje się w 100% Polką, choć do swojego myślenia i działania często włącza niemieckie pozytywne zwyczaje i porządki. W pracy wyznaje zasadę 80 na 20, czyli niemiecka precyzja, zaangażowanie, profesjonalizm, ale i polska spontaniczność, zdolność improwizacji oraz naturalność. Dzięki temu udaje jej się łatwiej to, co dobre z rynku niemieckiego, zaszczepić wśród polskich pracowników.
Pod koniec 2010 roku na świat przyszedł syn Henio. Pierwsze 3 miesiące spędziła jak w letargu, przystosowując się do nowej roli, jednak podskórnie czuła, że nie chce być mamą 24 h/dobę. Bardzo chciała szybko wrócić do pracy, a los jej sprzyjał, bo po 5 miesiącach dostała dla Henia miejsce w żłobku. Widziała, że społeczeństwo dziwnie reagowało na fakt, że chce oddać do żłobka niemowlaka i nikt nie chciał się z nią z tego faktu cieszyć, jednak Ewa nie zgadzała się na narzucanie jej jakiegoś sposobu myślenia. Podkreśla, że każdy ma inny kanon wartości, a dzieci będą wtedy szczęśliwie, kiedy ich mama będzie spełniona.
W tym czasie mąż Ewy był jej wielkim wsparciem – często zostawał z Heniem, gdy musiała wyjechać, zaprowadzał i przyprowadzał go ze żłobka, motywował Ewę i podzielał jej zapadł nad nowymi projektami. Gdy wyjeżdżała, wiedziała, że chłopaki sobie sami doskonale poradzą.
W Volkswagenie miała często do czynienia z ludźmi starszymi na różnych szczeblach kariery. Tak przyszedł nowy pomysł na biznes – założyła firmę Potential55plus, zajmującą się szkoleniami i coachingiem pracowników w wieku przedemerytalnym i pośrednictwem pracy doświadczonych ekspertów z różnych dziedzin. Ewa często podkreśla, że nie można stać w miejscu, trzeba się rozwijać. Stara się dopasować do rynku i reagować na jego obecne potrzeby. Dlatego też teraz całą energię angażuje w swój najnowszy projekt.
Razem z koleżanką buduje nową firmę Instytut Durkalskiego Reiss Motivation Profile Polska Sp. z o.o. Firma pracuje na podstawie amerykańskiej licencji (Amerykanie narzucili nazwę), a jej fokus stanowi niefinansowe motywowanie pracowników. Aby zostać Masterem na rynek niemiecki (Reiss Motivation Master), wzięła udział w specjalnym kursie. Z doświadczenia Ewa wie, że w Polsce rynek coachingowy i trenerski nie jest jeszcze aż tak rozwinięty, dlatego też na jesieni zeszłego roku wynegocjowała z Amerykanami wyłączną licencję na rynek polski. Mimo że firma istnieje oficjalnie dopiero od 1.02.2014, już w zeszłym roku udało się Ewie przeprowadzić pierwszy projekt właśnie na podstawie tego narzędzia. Dotychczasowe wyniki są znakomite, pojawiają się już kolejne zapytania. Teraz musi wyszkolić nowych pracowników i coachów, aby sama miała więcej czasu na organizacyjne i formalne sprawy, jak choćby strona internetowa firmy.
Siedząc na przeciwko Ewy, zastanawiałam się, jak ta drobna, energiczna blondynka jest w stanie pogodzić życie rodzinne z zawodowym, jak osiągnęła taki stopień spełniania i profesjonalizmu. Oczywiście trzeba mieć wewnętrznego powera, ale to jednak nie wszystko. Odpowiedzi udzieliła mi sama bohaterka: na swojej życiowej drodze wykorzystała każdą z nadarzających się okazji. Nienawidzi nudy, lubi wyzwania i chętnie się z nimi mierzyła. Potrafi myśleć przyszłościowo i przewidzieć rozwój sytuacji na rynku, dlatego jej zawodowe posunięcia zawsze trafiały w 10!
W rodzinie taki układ może funkcjonować jedynie dzięki zaangażowaniu obojga rodziców. Mąż Ewy Jörgen również od czasu do czasu odbywa podróże służbowe – pierwszeństwo ma ten, kto jako pierwszy wpisze swój termin w rodzinnym kalendarzu 🙂 Jörgen aktywnie włącza się w codzienność – zaprowadza i przyprowadza 3-letniego Henia ze żłobka, zostaje z chłopakami, kiedy mama musi wyjechać i dzielnie radzi sobie z uśpieniem całej trójki. Ewa jest z niego bardzo dumna!
Ewa z perspektywy czasu widzi, że po narodzinach Henia nie potrafiła się dobrze zorganizować. Czuła się niepewnie w nowej roli, przejmowała się rozbieżnymi niekiedy poradami znajomych. Pewnie na tym etapie nie zdecydowałby się na założenie nowej firmy. Natomiast w ciąży z Leonem i Louisem czuła się bardzo dobrze, była bardzo aktywna, uczestniczyła w różnych spotkaniach. Teraz także cała okołodziecięca logistyka jest dużo lepsza, mama nie zerwała zupełnie kontaktu ze światem, dlatego bliźniaki mogą pójść później do żłobka. Choć o miejsce w takiej placówce dla dwójki dzieci jednocześnie jest bardzo trudno – żłobki mają swoje kontyngenty i niechętnie przyjmują bliźnięta.
Jak zareagowała, gdy dowiedziała się, że spodziewa się bliźniaków? Bardzo się ucieszyła! Zawsze chciała mieć trójkę dzieci, a nie wie, czy po drugim dziecku zdecydowałaby się na kolejną ciążę. Troje dzieci to duża materialna i logistyczna zmiana – trzeba mieć odpowiednie warunku mieszkaniowe, dostosować samochód do takiej liczby osób. Jednak Ewa nie przecenia nakładu pracy – uważa, że dwójka dzieci nie oznacza podwójnej pracy. Wiele rzeczy robi się przecież jednocześnie. Dziwi się Niemcom, którzy zagadują ją na spacerze i współczująco patrzą w stronę wózka z bliźniakami. Wie, że dzieci będą miały siebie nawzajem.
Taki rodzaj pracy oraz wielodzietna rodzina wymagają od Ewy długofalowego planowania. Musi odpowiednio wcześnie zaplanować opiekunkę lub poprosić mamę o pomoc. Dzieci są dla niej motywacją, aby wszystko dobrze dopracować. Nie rozumie niektórych pracodawców, którzy traktują kobiety pracujące na pół etatu jako pracownika klasy B. Ona sama chętnie zatrudnia mamy, bo wie, że taki pracownik nie traci czasu na ploty, szukanie bzdur w internecie i jest po prostu lepiej zorganizowany. Wie, bo sama tak działa.
Ciekawi mnie jeszcze, jak sobie radzi podczas wyjazdów – w obecnej pracy musi dosyć często podróżować, głównie do Warszawy. W odpowiedzi na to pytanie, Ewa podaje mi przykład: kiedyś była na spotkaniu z kolegą w Warszawie właśnie. Zanim kolega dojechał po spotkaniu do Poznania, Ewa już była w domu w Monachium! Uważa, że obecnie odległość nie stanowi żadnego problemu. Można zorganizować wszystko, trzeba tylko spojrzeć na sprawy z trochę szerszej perspektywy. Np. gdyby musiała wyjechać zawodowo na dłużej, bierze pod uwagą zabranie ze sobą bliźniaków wraz z opiekunką. Swoje podróże służbowe liczy zawsze w nocach. „Na jak długo jedziesz?”. „Na dwie noce”. Wie, że z dziećmi to właśnie noce i poranki są najbardziej problematyczne. A tak całkiem organizacyjne, to zwykle lata do Warszawy pierwszym samolotem o 6:30, zostaje na jedną noc i wraca ostatnim samolotem następnego dnia. Te zawodowe wyjazdy są jednocześnie oderwaniem od codziennej „rutyny” i formą odpoczynku – w ten sposób ładuje akumulatory na kolejne dni.
Z obecnej perspektywy Ewa nie zmieniłaby nic na ścieżce swojego zawodowego rozwoju. Posiadanie firmy jest dla niej jedyną opcją – sama decyduje, kiedy ma wolne, dzięki czemu może lepiej zaplanować czas z dziećmi. Wie, że jeżeli nie popracuje, sama na tym straci. Duża część jej sukcesu to wspierający mąż, bez jego pomocy trudno byłoby jej osiągnąć obecny status. Mimo że każde z nich jest inne, spełniają się w swoich obszarach. Ważne, żeby ten obszar dla siebie odkryć. Ewa wszystko osiągnęła własną pracą i nikt nie dawał jej żadnej taryfy ulgowej. Pamięta, że początki nie były łatwe i spędziła niejedną nieprzespaną noc, nadrabiając zaległości lub robiąc prezentację, o której koledzy zapomnieli…
Swoim dzieciom tłumaczy, że mama musi pracować, dlatego nie może kłaść się obok łóżeczka i czekać, aż zasną. Sama wychowała się w czasach, kiedy w Polsce nie było wszystkiego. Nasze dzieci tego uczucia nie znają. Dlatego chce, żeby wiedziały, że w życiu nie ma nic za darmo i żeby coś mieć, trzeba na to zapracować. Chciałaby, żeby dzieci były z niej dumne.
Ewo, serdeczne dzięki, że poświęciłaś mi swój cenny czas i zmotywowałaś do spojrzenia na życie z szerszej perspektywy. Prawdziwy z Ciebie mistrz motywacji 🙂
Ewa Jochheim
www.potential55plus.de
Instytut Durkalskiego Reiss Motivation Profile Polska Sp. z o.o.
Fenomenalna kobieta 🙂