W jedno z zimowych sobotnich popołudni postanowiliśmy z Mężem zabrać Synka na plac zabaw, tzw. małpi gaj (swoją drogą – co za beznadziejna nazwa!), czyli do „centrum rekreacyjno-sportowego”, jak to się również eufemistycznie po polsku nazywa. W pamięci mam jeszcze z Polski słynne baseny kulkowe, które często są wizytówką takich miejsc oraz całą dyskusję wokół tego tematu związaną z higieną, zasadami bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku. Chciałam się przekonać, jak wygląda niemiecka wersja takiego miejsca i czy znajduje się tam kącik dla maluchów, które przecież z tych wszystkich „MEGA” urządzeń korzystać nie mogą.
Synek, swoim nowym cudownym zwyczajem, zasnął w samochodzie w drodze do celu. Żeby go niepotrzebnie nie budzić, sama wybrałam się na rozpoznanie terenu, zostawiając moich mężczyzn w aucie. Miła pani w recepcji wpuściła mnie bez problemu i pozwoliła pooglądać halę.
Na samym początku odurzył mnie „zapach” smażonych frytek, a właściwie nieustannie podgrzewanego oleju. Nic dziwnego, w wielkiej hali, stanowiącej właściwie jedno ogromne pomieszczenie, znajdowało się kilka barów, w których można było kupić coś do zapchania wygłodniałych po skakaniu, bieganiu, wspinaniu się kilkuletnich brzuszków. Zwróciłam uwagę również na to, że duża część dzieci poruszała się po hali albo siedziała przy stolikach w… samej bieliźnie! Tak, tak, te czerwoniutkie buzie, ciała rozgrzane „MEGA” zabawą – w ubraniach po prostu nie da się wytrzymać! Tyle emocji, wrażeń, szaleństwa, których nie ma na co dzień, a które tutaj zaserwowane są w skumulowanej dawce. Do tego głośna muzyka, ciągły gwar, ruch, piski, nawoływania, krzyki, śmiechy. Dzieciaki przeszczęśliwe, a ja po 3 minutach miałam głowę jak sklep i marzyłam, żeby stamtąd wyjść. Ale przecież moim celem było zwiedzenie kącika dla maluchów, który w oglądanym przeze mnie miejscu przeznaczony był dla dzieci od 0 do 3 lat.
Cała przestrzeń dla najmłodszych wypełniona była wielkimi klockami lego z gąbki, pomiędzy którymi przewalały się kolorowe kulki, co wyglądało jakby uciekły z jakiegoś basenu i ktoś zapomniał je z powrotem posprzątać. Sporą część tego kącika stanowiła również plastikowa zjeżdżalnia, a właściwie rura, do której należało się dostać przez konstrukcję à la domek do zabawy, złożony z zaokrąglonych schodów i ścian z siatki. Dobrze, że Synek już samodzielnie potrafi się poruszać, więc pewnie jakoś by się tu odnalazł, ale co mają zrobić dzieci, które jeszcze nie raczkują i nie chodzą? Pewnie rodzice dobrowolnie ich w takie miejsce nie zabiorą, ale np. jeśli brat lub siostra świętuje w tej hali swoje urodziny, to taki malec raczej nie zazna tu pełni szczęścia.
Wróciłam do samochodu i pojechaliśmy z powrotem do domu, a Synek obudził się dopiero pod domem. I chwała mu za to! Przynajmniej został mu oszczędzony niepotrzebny nadmiar wrażeń…
Ale żeby nie było, że tylko narzekam, chciałam również napisać o innym miejscu w Monachium, które lubię odwiedzać. Jest to zimowy plac zabaw (Winterspielplatz), znajdujący się w dzielnicy Glockenbach, niedaleko Sedlinger Tor. Aż trudno uwierzyć, że ta wspaniała inicjatywa jest zupełnie bezpłatna (wychodząc można wrzucić datek na utrzymanie i rozwój instytucji)! Za to chętnych jest często o wiele więcej niż dostępnych miejsc. W sumie w pomieszczeniach Wolno Kościelnego Zboru Ewangelicznego (inicjator i organizator projektu) o powierzchni 500 m² może się pomieścić 140 osób, a więc 70 dzieci i 70 dorosłych. Warto przybyć punktualnie albo nawet parę minut przed otwarciem, żeby zapewnić sobie miejsce. Dla spóźnialskich jest mała poczekalnia, w której zmieści się ok. 20 osób. Oczekujące osoby będą wpuszczane, o ile z głównej sali ubędzie bawiących się. Co ważne i niezwykle rzadkie w takich placówkach – jest wystarczająco miejsca dla wszystkich wózków, a więc spokojnie możecie zapakować maluchy do spacerówki!
Parking dla zmotoryzowanych – wybór prawie jak w sklepie z art. dziecięcymi!
Zimowy plac zabaw przeznaczony jest wyłącznie dla dzieci od 0 do 3 lat i nawet starsze rodzeństwo nie ma tam wstępu. Daje to niesamowity komfort i zapewnia większe bezpieczeństwo dla raczkujących lub jeszcze niepewnie stąpających maluchów. Pomieszczenie nie jest przesadnie głośne – w tle słychać nieprzerwany gwar rozmów rodziców, ale i radosne okrzyki dzieci lub płacz jakiegoś niezadowolonego malucha. W każdym razie nie wychodzi się z ulgą z tego miejsca, jak z małpiego gaju.
Placówkę stanowią 2 duże pomieszczenia – w obu znajdują się jakby stacje, wydzielone miejsca, na których rozłożone są poszczególne zabawki. Ucieszą się dzieci lubiące bawić się mini kuchnią oraz te preferujące klocki (m.in. piękna drewniana Arka Noego ze zwierzątkami) i kolejkę; zadowoleni będą amatorzy gier ruchowych (autka, konik na biegunach, wózki dla lalek, tunele) oraz miłośnicy książeczek obrazkowych i cichych kącików, z których można poprzytulać się do misia lub do mamy. Jest również mały basenik z kulkami, ale stanowi on jedną z atrakcji i nie dominuje całej przestrzeni. Organizatorzy pomyśleli również o całkiem małych dzieciach, zapewniając im w spokojniejszej części sali sporej wielkości maty edukacyjne, doskonałe do podziwiania z pozycji leżącej lub raczkując.
Sala z kącikami do zabaw stacjonarnych
Dla tych, którzy potrzebują zregenerować siły, wydzielona została część jednej sali, zapełniona stolikami, krzesłami oraz krzesełkami dla dzieci. Tutaj można nakarmić malucha, ale i napić się kawy czy herbaty – wszystko za dobrowolną opłatą wrzucaną do skarbonki-świnki.
Sala z wydzieloną jadalnią
Dlaczego tak zachwalam to miejsce? Bo jest po prostu wyjątkowe! Całe pomieszczenie posiada duże okna, dzięki którym sala jest bardzo widna – nie ma sztucznego światła, jarzeniówek, od których boli głowa. Na podłodze posadzka, ale podgrzewana, więc nie jest chłodno – niestety każdy upadek boli podwójnie. Ale stacje do zabaw stacjonarnych mają podłożone kocyki albo dywany, więc ryzyko upadku jest zmniejszone. Panuje tu spokojna, zdrowa atmosfera. A najważniejsze, że rodzice są cały czas przy swoich maluchach, czuwają, podpowiadają, pomagają, uczą, wyjaśniają. I nie męczą się tym, wręcz przeciwnie – widać, że również im sprawia to ogromną radość. I może wynika to z faktu, że dzieci są naprawdę małe i nadal potrzebują tej obecności rodziców. Bo te z małpich gajów są już na tyle duże, że z rodzicami to obciach i opiekunom zostaje tylko czytanie gazety przy stoliku i odliczanie minut do wyjścia. A na koniec tabletka od bólu głowy.
Oto namiary:
Winterspielplatz
Holzstraße 9
80469 Monachium
http://www.winterspielplatz-muenchen.de
Godz. otwarcia
wt. 15.00 – 17.00
śr. 9.30 – 12.00 oraz 15.00-17.00
czw. 9.30 – 12.00
Musze koniecznie tam sie wybrac! 🙂 Bardzo fajny blog!
Kasiu, zimowy plac zabaw czynny jest tylko do końca marca – warto o tym pamiętać 🙂 I cieszę się, że moje informacje komuś się przydają! Pozdrawiam!
Twoje informacje sa baaardzo przydatne. Jestem na etapie szukania jakiejsc rozrywki dla moich dwoch synkow i nie jest wcale tak latwo to znalezc. Szukalam np kawiarni z pokojem zabaw dla dzieci, naprawde nie umielam znalezc a tutaj prosze, podajesz na tacy tak znakomite miejsce jak kaiser otto. Dziekuje i bede czesto wpadac na Twojego bloga 🙂
Dzięki za wiadomość! 🙂 Obiecuję, że niedługo będzie więcej wpisów np. o fajnych kawiarniach oraz placach zabaw, dla których warto przejechać przez całe miasto!