Bardzo lubię chodzić po górach i jedną z wielkich zalet mieszkania w Bawarii jest możliwość spontanicznych, jednodniowych wypadów na górskie szklaki. Tak też było z naszą wycieczką nad jezioro Schliersee. Znałam już te regiony, bo nie raz spacerowałam wokół jeziora, podziwiając fantastyczne widoki i jesienno-złoty spektakl natury. Tym razem jednak wybraliśmy się w góry, a właściwie pod górę, aby dotrzeć do Schliersbergalm, czyli do czegoś na kształt pastwiska górskiego czy hali z widokiem właśnie do jezioro Schliersee.
Naszą podróż rozpoczęliśmy na Dworcu Głównym w Monachium, skąd ruszyliśmy pociągiem linii BOB, czyli Bayerische Oberlandbahn. Każda z końcowych stacji tej kolei to perełka turystyczna, szkoda tylko że pociągi jeżdżą rzadko, a w ciepłe dni oraz w weekendy trudno jest wcisnąć do nich szpilkę, nie mówić o spacerówce i gromadce dzieci. Tym razem jednak udało nam się i podczas godzinnej jazdy do stacji Schliersee musieliśmy „tylko” zając się zabawianiem pociech.
Z dworca w Schliersee wystarczy przejść zaledwie 10 minut, aby dotrzeć do kolejki linowej, zawożącej nas do Schlierbergalm. Ja polecam jednak spacer pod górę, bo mimo, że trzeba się trochę napedałować, droga jest szeroka, wygodna do jazdy wózkiem, a i przedszkolaki powinny sobie dać radę na tym szlaku. Mój trzylatek – dzięki niezastąpionemu wsparciu misiów Harribo – przeszedł samodzielnie ok. 3/4 drogi, resztę trasy niosłam go w nosidełku na plecach. Te przedszkolaki jednak, które można zaliczyć do dobrych piechurów, na pewno dadzą sobie radę na całej trasie. Z kolei roczny wtedy Synek przejechał się w spacerówce i dopiero ostatnie kilka metrów od celu podróży dało się nam we znaki bardzo stromym podejściem. Cała drogą w górę zajęła nam ok. 1 godz., wliczając w to przerwy na zbieranie kamyków, skorzystanie ze zjeżdżalni, konsumpcję gumisiów czy wdrapywanie się na wielkie pnie drzewa.
 
Po trudach wspinaczki czeka nas sielanka – na górze są place zabaw, trampoliny, spory basen z piłeczkami, pole do mini golfa, taras piknikowy oraz restauracja. Przeżyciem jest na pewno kąpiel w basenie z widokiem na Schliersee, nasza wycieczka odbyła się jednak w marcu, więc o kąpieli nie było mowy. W lecie jest to z pewnością wielka frajda dla dużych i małych.
Jeśli nie macie ochoty na spacer powrotny tą samą trasą, przy ładnej pogodzie warto skorzystać z letniej trasy saneczkowej, po której można śmignąć w dół z prędkością światła 😉 Siada się na takiej plastikowej platformie z kółeczkami i ręcznym hamulcem i zjeżdża po specjalnym torze. Młodsze dzieci zjeżdżają z osobą dorosłą, starsze (zdaje się, że od 8-9 lat) mogą zjechać same. Mój Mąż i starszy Synek skorzystali właśnie z tej opcji, a ja z maluchem zjechałam do doliny kolejką linową, do której bez problemu zmieścił się nasz wózek.
Spędziliśmy bardzo fajny i radosny dzień, którego nie zepsuły nawet trudy podróży i upierdliwy dosyć powrót pociągiem do domu. Byliśmy zmęczeni, ale i napełnieni świeżym powietrzem, pachnący przygodą i wiatrem znad jeziora. Po przyjeździe Synek miał jeszcze siłę bawić się w górską wędrówkę – spakował plecak, prowiant na drogę i ruszył w trasę z salonu do sypialni 🙂
Schliersberalm
83727 Schliersee