Powiedzieć o mnie, że mam talent do gotowania, byłoby przesadą. Grubą przesadą! Lubię pichcić, ale wielkiego talentu do tego niestety nie mam. Czasami wyjdzie mi jakieś super dobre danie, choć to raczej kwestia przypadku niż wyniku mojej ciężkiej pracy. No i bez przepisu jestem zupełnie zgubiona 😉 Jest jednak coś, co wychodzi mi zawsze z dobrym wynikiem, czasami nawet w wyśmienitym – bez konkretnego przepisu, raczej na czuja: mianowicie wszelkiego rodzaju sałatki! Uwielbiam takie kolorowe talerze, gdzie pełno świeżych i chrupiących warzyw. Lubię typowo włoskie połączenia: mozarella, pomidory i bazylia, melon i szynka, rukola z pestkami dyni i np. serem feta, kozi ser i figi. Czasami do zwykłej sałaty zielonej dodaję trochę pomidorów, pokrojoną w cienkie paseczki marchewkę, ogórka oraz jakiś oryginalny dodatek np. awokado, gruszkę lub melona, które doskonale urozmaicają znany smak.

Po latach doświadczeń wiem jednak, że sekret tkwi przede wszystkim w odpowiednim sosie!

Zwykle mieszam oliwę z oliwę, ocet balsamiczny, przyprawy, sól i pieprz, a do koniec dodaję jeszcze odrobinę soku z agawy lub musu migdałowego (można go kupić w Niemczech w sklepach ze zdrową żywnością). Taki sos smakuje słodko, ale i świeżo! Pasuje prawie do wszystkich składników. Niekiedy robię sos na wzór mojej teściowej – utalentowanej kucharki – która oprócz oliwy, octu i przypraw dodaje jeszcze kilka kropel soku z cytryny i odrobinę musztardy. Ale wariant słodkawy dużo bardziej mi odpowiada. A gdy dodacie do sałatki np. placki ziemniaczane, tosty posmarowane pesto, chrupiącą bagietkę lub precla z masłem – robi się z tego pełnowartościowe danie. Może nie dla całej rodziny, ale na pewno przynajmniej dla rodziców 😉

A Wy lubicie tego typu sałatki, czy preferujecie raczej typowo polską wersję, np. marchewka z jabłkiem, mizeria, pomidory z cebulą?